sobota, 27 września 2014

Troll idzie z duchem czasów

Blog dorobił się swojego własnego fanpejdża na Facebooku!

No dobra, troll sam dorobił ten fanpejdż, coby zachęcić czytelników do komentowania. Bo na blogu komentować nie chcą. Może na "fejsie" będą. 

Link jest gdzieś na prawo od postów. Endżoj!

Troll czyta #8 - O (nie)przyjaźni między narodami

"Przed rokiem 1066 główne troski mieszkańców obecnego terytorium Wielkiej Brytanii nie sprowadzały się do zagadnień takich jak: „Czy uda mi się dostać porządną pensję?” albo „Czy zdołam spłacić kredyt?”. Umysły tych ludzi zaprzątała raczej następująca kwestia: „Kiedy na horyzoncie pojawi się horda wywijających toporami morderców, by gwałcić kobiety i kraść bydło (a w przypadku niektórych plemion wikingów na odwrót)?”."
Tym smakowitym cytatem rozpoczyna się jeden z podrozdziałów książki Stephena Clarke "Tysiąc lat wkurzania Francuzów", relacjonującej historię jednego millennium kontaktów między Anglikami, a ich sąsiadami zza Kanału (Angielskiego, bądź La Manche, zależy z której strony się siedzi). Innych książek Stephena Clarke, noszących tak urocze tytuły, jak "Merde! Rok w Paryżu", "Merde! chodzi po ludziach" czy "M jak Merde", troll nie czytał, ale - wnioskując po tytułach - opowiadają one o życiu człowieka cywilizowanego (Anglika) w dzikim kraju (Żabojadoland, zwany również Francją). Natomiast książką będącą tematem tego wpisu troll zachwycił się już od pierwszego rozdziału (z którego pochodzi ww. cytat). Troll uwielbia bowiem historię powszechną, szczególnie podaną w sposób mniej lub bardziej niekonwencjonalny. Książka Clarke'a jest w dużej mierze zbiorem anegdot na tematy historyczne. Pełen ironii styl autora także szczególnie mi odpowiada.

źródło: esensja.stopklatka.pl
Z lektury nieprzesadnie grubego tomu (tylko 456 stron, mogłoby być spokojnie 2x tyle!) czytelnik dowie się, między innymi, że to bynajmniej nie Francuzi dokonali ostatniego udanego najazdu na Anglię (nawet jeśli pominąć Chwalebną Rewolucję roku 1688 - Normanowie bynajmniej nie byli Francuzami, ale potomkami ww. miłośników angielskich kobiet/bydła), który angielski król zeżarł nieświeżego minoga (ze skutkiem śmiertelnym), czym była chevauchée (termin, mimo że francuski, wymyślił Anglik), gdzie naprawdę odbyła się "Bitwa pod Agincourt", kto tak naprawdę spalił na stosie Joannę d'Arc, dzięki komu w szampanie są bąbelki, gdzie i kiedy wynaleziono gilotynę, dlaczego Maria królowa Szkotów musiała stracić włosy, głowę i życie (mniej więcej w tej kolejności), dlaczego entente była cordiale i ile miał z tym wspólnego fotel fellacyjny oraz dlaczego generał de Gaulle nie został zaproszony do Jałty (oraz jak niewiele brakowało, żeby nie został zaproszony także na inwazję w Normandii).
Troll poleca. A jak dorwie pozostałe książki pana Clarke, to zda relację, czy i one są warte polecenia.
Stephen Clarke, Tysiąc lat wkurzania Francuzów (1000 Years of Annoying the French, wyd oryg. 2010), wyd. W.A.B., Warszawa, 2012, tłum. Stanisław Kroszczyński

niedziela, 21 września 2014

Troll ogląda #4 - Szkoła. Ludzie ludziom zgotowali ten los

Battle royal - (ang., sport) termin z zakresu amerykańskiego zawodowego wrestlingu; rodzaj meczu, w którym bierze udział wielu (20+) zapaśników; zwycięzcą zostaje ostatni niewyeliminowany.

Battle Royale - (transkrypcja fonetyczna z ang.: バトル・ロワイアル, romaji: Batoru Rowaiaru); powieść Koushuna Takami (wyd. Ohta Publishing, 1999) oraz jej adaptacje: film (reż. Kinji Fukasaku, 2000) i manga (txt. Koushun Takami, rys. Masayuki Taguchi, wyd. Akita Shoten, 2000-2005).

Disclaimer: wszystkie nazwiska w tekście podaję w formie zachodniej (*imię* *nazwisko*; *given-name* *family-name*), a nie japońskiej (*nazwisko* *imię*; *family-name* *given-name*). Wszystkie terminy z języka japońskiego podaję w formie romaji (najpewniej Hepburn romanization, bo korzystam głównie ze źródeł anglojęzycznych). W całym tekście przymiotnik "zachodni" oznacza właściwie "nie-japoński".

Dygresja, a. słowo wstępne: szkoła w japońskiej kulturze wizualnej.

Troll lubi japońską popularną kulturę wizualną. Od klasycznych filmów A. Kurosawy, przez mangi, anime i gry, po nastrojowe horrory w rodzaju Ringu. O literaturze się nie wypowiadam, bo nie czytałem. O muzyce się nie wypowiadam, bo słoń mi na ucho nadepnął. Aczkolwiek taiko fajnie brzmią.
Co specyficzne, mangi i anime (w mniejszym stopniu także inne wytwory popkultury) z założenia przeznaczone są dla konkretnego odbiorcy, na podstawie kryterium demograficznego i płci. Pięć podstawowych grup odbiorców to (za Wikipedią): dzieci (kodomo, obie płcie do ok. 10 lat), chłopcy (shounen, teoretycznie 10-18 lat), dziewczęta (shoujo, 10-18 lat), młodzi mężczyźni (seinen, 15-40 lat), młode kobiety (josei, 15-40 lat). Jak widać termin "młody" jest dość pojemny (dzięki czemu troll nadal czuje się młody). Zachodnia popkultura nie czyni aż tak daleko idącego rozróżnienia, szczególnie jeśli chodzi o płeć odbiorcy. Uwaga: nie należy mylić podanego systemu z kwestią ratingu wiekowego zawartości. Utwory z grupy seinen wcale nie zawierają wyłącznie treści "tylko dla dorosłych" (zresztą dla utworów o charakterze pornograficznym jest osobna kategoria,  seijin-muke manga i R18 anime - popularnie na Zachodzie nazywane hentai). 
Charakterystyczne jest osadzenie akcji utworów w środowisku jak najbardziej znajomym dla docelowej grupy odbiorców. Także fabuła koncentruje się na wydarzeniach, z którymi odbiorcy w mniejszym lub większym stopniu są zaznajomieni - stąd większość utworów należących do grup shounen i shoujo dotyczy dorastania i jego problemów (pierwszej miłości, rywalizacji w grupie, przyjaźni itd.). Tematy podejmowane przez seinen/josei są nieco poważniejsze. Utwory dla męskiego odbiorcy w większym stopniu zawierają akcję, utwory skierowane do kobiet kładą większy nacisk na obraz psychologiczny bohaterów. Protagonista z reguły jest tej samej płci co sugerowany odbiorca.
Japoński system edukacji - w dużym skrócie - przypomina polski i zakłada następujące etapy: przedszkole (dzieci w wieku 3-6 lat), 6-letnia szkoła podstawowa (obowiązkowa, uczniowie w wieku 6-12 lat), 3-letnia junior-high school (czasem także middle school, odpowiednik gimnazjum, obowiązkowa, uczniowie w wieku 12-15 lat), 3-letnia high school (odpowiednik szkoły średniej, nieobowiązkowa, uczniowie w wieku 15-18 lat), studia wyższe (kończące się odpowiednio licencjatem(bakalaureatem), magisterium lub doktoratem). W efekcie akcja zarówno shounen/shoujo, jak i seinen/josei, może toczyć się w (odpowiedniej do wieku bohaterów) szkole. Z uwagi na fakt, że podział na gatunki jest niezależny od podziału wynikającego z demografii odbiorców, szkoła może być zarówno areną lekkiej komedii romantycznej, jak i mrocznego, krwawego horroru.

Koniec dygresji.

Fabuła Battle Royale (filmu, powieść planuję w nieokreślonej przyszłości przeczytać, mangę dopiero zacząłem - ma prawie 3 tyś. stron i trochę mi zejdzie) toczy się w nieokreślonej przyszłości/teraźniejszości w równoległej/fikcyjnej, zmilitaryzowanej Japonii. Bezprecedensowe 15% bezrobocie (10 mln bez pracy!), porzucenie szkół przez blisko milion uczniów, dramatyczny wzrost przestępczości nieletnich i ogólny chaos popchnął rząd do wprowadzenia ustawy "Millennium Educational Reform Act", znanej jako "Battle Royale Act": co roku jedna z trzecich klas junior-high school wybrana zostaje losowo z populacji całej Japonii do uczestnictwa w "Programie BR" - jest wysyłana na bezludną wyspę, gdzie uczniowie mają się wzajemnie eliminować, aż zostanie tylko jeden. Każdy "uczestnik" otrzymuje zapas żywności i wody, kompas, mapę wyspy, latarkę i losowo przydzieloną "broń" (może to być wszystko, od papierowego wachlarza czy pokrywki garnka, po pistolety maszynowe i shotguny). Jeśli w ciągu trzech dni nie zostanie wyłoniony zwycięzca - zginą wszyscy na skutek eksplozji ładunków umieszczonych w monitorujących położenie uczestników obrożach. Ładunki eksplodują także, jeśli noszący obrożę znajdą się na obszarze zastrzeżonym w nieodpowiednim czasie (lokalizacja i czas dla aktualnych obszarów zastrzeżonych będzie podawana kilkakrotnie w ciągu dnia, razem z listą ostatnio zabitych, przez głośniki rozlokowane na całej wyspie).
Zwyciężczyni poprzedniej edycji Programu BR

Klasa 9-B, Shiroiwa Junior High School, miała jechać na wycieczkę klasową. Nigdy tam nie dotarli. Trafili za to do "Programu BR", razem z dwoma "przeniesionymi uczniami" (razem 42 uczniów, po 21 każdej płci). Pierwsze trupy padły zanim jeszcze opuścili szkolną klasę, w której wyjaśniano im zasady. Ich niegdysiejszy nauczyciel (w tej roli Takeshi Kitano, aktor i reżyser), który po ataku nożownika przeniósł się do innej szkoły, ma wreszcie okazję się zemścić - co skwapliwie wykorzystuje. Przy okazji demonstrując działanie obroży. Potem uczniom rozdano zapasy i "broń" - i wygnano w noc. Nie będę opisywał reszty fabuły - obejrzyjcie film.
Publiczność przyjęła film entuzjastycznie. W samej Japonii zarobił ponad 25 mln USD (jeden z 10 najlepiej zarabiających filmów w kraju), trafił do kin w 22 krajach stając się tym samym jednym z najbardziej znanych filmów japońskich na świecie. Także krytycy i twórcy filmowi generalnie oceniają go bardzo dobrze. Np. Quentin Tarantino uważa go za jeden z najlepszych filmów jakie widział i za film, jaki chętnie sam by nakręcił (ciekawostka: w Kill Billu: Volume 1 rolę Gogo Yubari gra Chiaki Kuriyama, wcześniej występująca właśnie w Battle Royale).

Trailer

Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji. Filmowi zarzucono gloryfikację i zachęcanie do przemocy wśród nieletnich (m.in. członkowie parlamentu Japonii). Obecnie jest zakazany (i podlega konfiskacie) w Niemczech. Przez 11 lat nie został skierowany do oficjalnej dystrybucji w kinach w USA i Kanadzie (próbne pokazy odbyły się niedługo po masakrze w Columbine i publiczność nie była... zachwycona; film ostatecznie pokazywano tylko na przeglądach i festiwalach) - pierwsze oficjalne pokazy w kinach miały miejsce dopiero w grudniu 2011 r. 

Dygresja: zastanawiałem się, czy nie opisać Battle Royale przy okazji innych "filmów kontrowersyjnych" - zamiast Clockwork Orange S. Kubricka (z uwagi na zbliżoną tematykę). Ostatecznie wybrałem Pomarańczę, bo była pierwsza i bardziej znana - przez co jej "kontrowersyjność" była większa. Koniec dygresji.

W 2003 r. Kinji Fukasaku rozpoczął realizację sequela, ale zmarł przed ukończeniem pracy. Film (Battle Royale II: Requiem; transkrypcja: バトル・ロワイアルII 【鎮魂歌】, romaji: Batoru rowaiaru tsū: "Rekuiemu") wyreżyserował jego syn, Kenta.

Słowem podsumowania: dla mnie Battle Royale jest przede wszystkim filmem rozrywkowym, mroczną satyrą na społeczeństwo jako takie (sceny z Kitano w klasie, film instruktażowy "Programu", sceny z latarnii). Rozważania nt. różnorodności reakcji młodych ludzi na sytuację ekstremalną, znaczenia przyjaźni w życiu młodego człowieka itp. pozostawiam krytykom (którzy m.in. przywołują jako analogię Lord of the Flies).

Troll poleca. Poleca także mangę, z uwagi na zawarte w niej znacznie szersze backgroundy poszczególnych postaci. O powieści będzie się wypowiadał, jak już przeczyta (też niezła cegła, oryginał miał 666 stron).
PS: jakie jest źródło tytułu posta to chyba wszyscy wiedzą, nie?

poniedziałek, 8 września 2014

Troll gra #10 - Diggy Diggy Hole

Troll winien jest swoim czytelnikom przeprosiny. Co najmniej raz nazwałem Terrarię (2011, dev. & pub. Re-Logic) "2D klonem Minecrafta". Myliłem się. O czym niżej.

Disclaimer: gry opisywane są na podstawie ich podstawowych, niezmodowanych wersji. Wyobraźnia modderów jest nieograniczona i ich działalność w znacznym stopniu zmienia funkcjonowanie i cechy gier.

Terraria: gameplay trailer wersji 1.2

Dzięki niezawodnemu Humble Bundle troll wszedł niedawno w posiadanie własnej kopii Terrarii. Zagrałem. Skonfrontowałem swoje wcześniejsze przekonania nt. gry z rzeczywistością. Konfrontacja zakończyła się technicznym knock-outem. Owszem, Terraria jest grą 2D (choć niektóre jej elementy raczej predysponują ją do określenia 2.5D, ale ten wątek pominiemy). Owszem - tak jak w Minecrafcie - mamy do dyspozycji generowany losowo świat, klocki, możliwość budowania, różnorodne surowce, moby itp. Ale sedno gry leży zupełnie gdzie indziej: o ile Minecraft jest bardziej nastawiony na budowanie (w tym realizowanie tak szalonych koncepcji jak działający dysk twardy czy odwzorowanie całej Danii z klocków), o tyle Terraria jest przede wszystkim grą przygodową, w której aspekt twórczy stoi na drugim planie. 

W przeciwieństwie do kilku trybów, w jakich można grać w Minecrafta (creative, survival, adventure - żeby wymienić tylko trzy), różniących się przeznaczeniem i zasadami, Terraria oferuje jeden tryb. Aspekt survivalowy został zminimalizowany - w obecnej wersji (1.2.4.1 - post dotyczy wersji wydanej na PC, nie mobilnej czy konsolowej) nie ma konieczności jedzenia (w odróżnieniu od trybu survival Minecrafta) i na razie nie zanosi się na zmianę tego podejścia. Aspekt przygodowy rozbudowany jest o wiele bardziej. W Minecrafcie dotarcie do i pokonanie Ender Dragona (finalny boss) stanowi tylko cel opcjonalny, self-imposed challenge. Światy Terrarii natomiast zamieszkuje szereg paskudnych stworzeń - w tym liczni bossowie, pojawiający się, gdy zostaną spełnione określone warunki (lub wywołani celowo). Po pokonaniu "finalnego" bossa - Wall of Flesh - następuje przemiana świata w jego dalece trudniejszą wersję (tzw. Hardmode), w której pojawiają się nowe biomy i surowce, nowe zasady, nowe wyzwania, a przede wszystkim nowi bossowie.

 Na zdjęciu: boss Eye of Cthulhu, druga forma
(źródło: http://www.ihascupquake.com)

W powyższym akapicie nie bez przyczyny została użyta liczba mnoga. Specyfiką Terrarii jest, że generowane światy różnią się np. obecnością niektórych minerałów czy obecnością konkretnych biomów (część wzajemnie się wyklucza), a jednocześnie jedną postacią można się przenosić między rożnymi światami razem z ekwipunkiem, przez co w danym świecie może pojawić się obiekt, którego nie było w momencie wygenerowania i naturalnie by w nim nie wystąpił - te cechy też odróżniają ją od Minecrafta, gdzie dana postać i jej ekwipunek przypisane są do konkretnego świata, a możliwość podróżowania między światami zasadniczo nie występuje (nie chodzi mi o podróżowanie między "planami" konkretnego świata jak Nether czy End, a o całkowite przejście do nowego świata).

Także w aspekcie twórczym omawiane gry różnią się diametralnie. Recepty w Minecrafcie są ukryte i samo ich odkrywanie stanowi część rozgrywki. W Terrarii informacje o tym, co można zbudować z danego materiału, dostajemy "na talerzu", po zaprezentowaniu go NPCowi, z którym rozpoczynamy grę. Co za tym idzie, aspekt ten jest jednocześnie spłycony (brak odkrywania recept, odmienne zastosowanie mechanizmów i automatyki), jak i rozbudowany (o wiele więcej surowców - w tym wypadających z konkretnych mobów czy sprzedawanych przez konkretnych NPCów - oraz różnorodnego sprzętu, który można z nich wytworzyć). 

I kolejna zasadnicza różnica: NPCe w Minecrafcie są anonimowi, a interakcja z nimi jest dalece uproszczona (można jedynie wymienić jeden rodzaj surowca na jakieś wytwory danego NPCa). NPCe w Terrarii mają swoje imiona, zajęcie i konkretną funkcję. Co więcej - należy o nich zadbać, budując im odpowiednie schronienie i chroniąc przed potworami. Samo ich pojawienie się na naszym świecie uwarunkowane jest zarówno istnieniem odpowiedniego miejsca zamieszkania, jak i spełnieniem innych warunków (np. posiadaniem odpowiedniej kwoty pieniędzy - które w Minecrafcie nie występują, posiadaniem konkretnych przedmiotów lub zabiciem konkretnego bossa; niektórych NPCów trzeba uwolnić z więzienia w jaskiniach pająków lub lochu). Terraria oferuje też faktyczny handel, w odróżnieniu od minecraftowego barteru; w tym - możliwość zakupu obiektów niedostępnych w inny sposób (w Minecrafcie wszystkie obiekty, które można było pozyskać od NPCów, można też było znaleźć lub wytworzyć samemu). NPCe potrafią też zlecać konkretne zadania do wykonania (np. Angler zlecający złowienie określonych ryb, występujących tylko w konkretnych warunkach - biom, głębokość, pora dnia itp.).

Ponadto w Terrarii występuje cała plejada wydarzeń, których odpowiedników trudno szukać w Minecrafcie, w tym zdarzenia okresowe (w rodzaju Halloween, którego aktywacja wymaga konkretnej daty systemowej) czy losowe (Blood Moon, Solar Eclipse, Pirate Invasion, upadek meteorytu itd.). Ich wystąpienie oznacza z reguły zmianę w wyglądzie i zachowaniu świata (nowe obiekty, nowy wygląd starych obiektów, nowe rodzaje mobów, zmiana zachowania czy tempa generowania mobów). 

Na koniec kilka słów o multiplayerze. O ile w Minecrafcie obecność innych graczy z reguły wiąże się ze wspólnym budowaniem większych, bardziej zróżnicowanych obiektów, o tyle w Terrarii z reguły oznacza też (czy może nawet: przede wszystkim) wspólne wyprawy eksploracyjne i wspólne walki z bossami. Fakt przypisania ekwipunku do postaci i możliwość wędrowania między światami oznacza też możliwość wystąpienia specyficznej sytuacji, kiedy nowy gracz na danym świecie może dostarczyć innym jego mieszkańcom obiekty, do których oni sami nie mają dostępu (np. świat jest jeszcze w fazie przed Hardmodem, a nowy gracz przenosi doń obiekty ze świata Hardmode).

Podsumowując: troll poleca. Przy czym miłośnikom nieskrępowanej wolności tworzenia i zapalonym modelarzom troll poleca Minecraft, a miłośnikom eksplorowania jaskiń i walk z bossami - Terrarię.

PS: Post zawdzięcza tytuł genialnej piosence (by Yogscast) o życiu krasnoludów (i graczy w Minecrafta i Terrarię), będącej jednocześnie straszliwym earwormem. Enjoy:

Ostrzegałem