sobota, 18 lipca 2015

Troll czyta #13 - Obcy w obcym kraju

Był sobie raz Marsjanin nazwiskiem Mark Watney.

W odróżnienia od innego znanego Marsjanina, nazwiskiem Valentine Michael Smith, nie wychował się na Marsie, ale wylądował na nim razem z resztą członków trzeciej załogowej wyprawy na Czerwoną Planetę. Misja Ares 3 została przerwana po 6 marsjańskich dniach z powodu nadspodziewanie silnej burzy piaskowej. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności Watney pozostał na powierzchni, uznany przez resztę ekipy za zmarłego. Bez środków łączności z Ziemią. Z zapasem paczkowanej żywności na kilkaset dni. A misja Ares 4 ma przybyć na Marsa dopiero za kilka lat, docelowo lądując 3200 km od miejsca lądowania Aresa 3. Oh, crap.

Okładka polskiego wydania

Powieść Andy'ego Weira Marsjanin (The Martian, wyd. Akurat, Warszawa 2014) jest jego debiutem (w dodatku pierwotnie wydanym jako self-published). Bardzo dobrym debiutem, dodajmy. Gatunkowo stanowi - niezbyt częsty ostatnio - przykład "twardego" science fiction (tj. opartego na solidnych podstawach naukowych), osadzonego w niezbyt odległej przyszłości. A napisana jest lekko, z przymrużeniem oka i sporą dawką ciętego dowcipu. Mark Watney (pierwszoosobowy narrator, którego poczynania śledzimy przez zapisy z dziennika misji) prezentuje lekko paradoksalne połączenie niewzruszonego optymizmu i wisielczego poczucia humoru. I ma niewyobrażalne zasoby pomysłowości. Taka XXI w. wersja bohaterów Tajemniczej Wyspy J. Verne'a, skondensowana w jednym ciele. Owszem, zarzuty o bycie Martym Stu będą trudne do odparcia, ale Mark jest przynajmniej sympatyczny.

Całość jest praktycznie gotowym scenariuszem hollywoodzkiego blockbustera - nic więc dziwnego, że takowy powstaje. Premiera jesienią bieżącego roku. Pewne obawy (Szanowni P.T. Czytelnicy raczą pozwolić na to niedomówienie...) rodzi fakt, że za kamerą stoi specjalista od spieprzenia absolutnie wszystkiego, Ridley Scott (od dawna nie nakręcił nic, co choćby nadawałoby się do oglądania), ale jest szansa, że tym razem spieprzy niewiele (a obsada i scenariusz pozwolą uratować film). Troll czeka na film, jednocześnie polecając Szanownym P.T. Czytelnikom zapoznanie się z książką.

Uwaga: trailer filmu zawiera straszliwe spoilery, jeśli chodzi o treść książki. Lojalnie ostrzegam. Przy okazji: Hollywood to dupki.

A Stranger in the Strange Land Roberta A. Heinleina też możecie przeczytać w wolnej chwili.

sobota, 4 lipca 2015

Troll czyta #12 - Na sprzedaż papiestwo, umeblowane, stan "do generalnego remontu"

Niewiele było w historii nazwisk budzących tak wielką odrazę jak Borgiów. Współcześni i potomni uczynili z nich potworów zdolnych do wszelkich oszustw i łotrostw. Wylano na nich rzekę nie tyle atramentu, co żółci. 
Roberto Gervaso

Rodrigo Borgia (1431-1503), dzięki gigantycznemu przekupstwu obrany papieżem jako Aleksander VI (pontyfikat 1492-1503; daty przy imionach pontyfikalnych papieży - jeśli nie zaznaczę inaczej - będą dotyczyły okresu pontyfikatu), cudzołożnik, kazirodca, truciciel, morderca, ojciec stada kazirodczych bękartów, morderczych potworów: Cezara, Juana, Lukrecji, itd.. Tak wygląda popularny obraz, ukształtowany głównie nie przez historyków (choć przy ich aktywnym współudziale), a przez płodzicieli fikcji - pisarzy beletrystów, scenarzystów, autorów seriali, filmów i komiksów. Rzeczywistość - w odróżnieniu od fikcji - jak to zwykle bywa, jest o wiele bardziej skomplikowana.

Popularny obraz rodziny Borgiów. 
Brakuje tylko ociekających krwią sztyletów i kielicha z trucizną.

Faktem jest, że Borgia jest w powszechnym mniemaniu uznany za najgorszego papieża, ever. Kandydatów do tego tytułu jest jednak wielu, a niektórzy mogą wykazać się szeregiem przewin gorszych, niż te przypisywane Aleksandrowi VI. 
Historia pamięta wyczyny Stefana VI (896-897) i zwołany przez niego synod trupi, na którym osądził zwłoki (specjalnie w tym celu wydobyte z grobu, odziane w szaty pontyfikalne i posadzone na tronie) swojego wroga i poprzednika na piotrowym tronie, Formozusa (891-896). Truchłu byłego papieża obcięto palce, którymi udzielał błogosławieństw, po czym ciśnięto je do Tybru. 
Historia pamięta też okres pornokracji (pierwsza połowa X w.), kiedy to "damy" z rzymskiego rodu Tusculum - Teodora i jej córka Marozja - wedle własnego upodobania osadzały na tronie kolejnych papieży. O co najmniej jednym (Sergiusz III, 904-911) mówi się, że był kochankiem Marozji, co najmniej jednego z nich (Jan X, 914–928) miała zamordować, a jednego z nich (Jan XI, 931–935) niektórzy historycy uznają za syna jej i ww. Sergiusza III. A okres ten wieńczy dwukrotny pontyfikat Jana XII (955-963 i ponownie w 964), również z rodu Tusculum, wybranego w wieku lat 18, który - wedle przekazów - miał zwyczaj odprawiać msze w stajni, zgodnie z wyrokiem synodu, który zdjął go z tronu (Rzym, 963), winny był zdrady, morderstwa oraz nieobyczajności i podobno zginął z ręki męża swojej kochanki (wedle innej wersji: zmarł na udar durante coitum).
Historia pamięta także Baltazara Cossę (ok. 1360 lub 1370-1419), którego sobór w Pizie raczył wybrać papieżem jako Jana XXIII (1410-1415), a którego sobór w Konstancji (1415) uznał antypapieżem i złożył z urzędu za cudzołóstwo, symonię i krzywoprzysięstwo (a według Gibbona - także za piractwo, morderstwa, gwałty i kazirodztwo). Co wcale nie przeszkodziło mu zostać później legatem papieskim i kardynałem.
Historia pamięta w końcu następców Borgii - Giuliano della Rovere (Julian II, 1503-1513), który więcej czasu spędził w polu, w zbroi i z bronią w ręku, niż na piotrowym tronie i Giovanniego di Lorenzo de' Medici (Leon X, 1513-1521), który praktycznie zbankrutował papiestwo i w celu pozyskania pieniędzy musiał uciec się do symonii i sprzedaży odpustów na taką skalę, że wywołał wystąpienie Lutra (1517). To Leonowi, nie Borgii, przypisuje się ową uroczą frazę: "Bóg dał nam papiestwo, korzystajmy więc z niego".

Dlaczego więc akurat Aleksander VI ma tak parszywą opinię? Jak powszechnie wiadomo - historię piszą zwycięzcy. Natomiast Rodrigo i Cezar Borgia mieli naprawdę wielu wrogów i w ostatecznym rozrachunku przegrali. Zarówno za życia (Cezar, Rodrigo do - przedwczesnego - końca mógł się uważać za wygranego), jak i - zwłaszcza - po śmierci.
Należy przypomnieć, że renesansowa Italia była gniazdem żmij. Lokalny ekosystem stanowili liczni drobni książęta siedzący na swoich dziedzinach, miasta-republiki (z Wenecją na czele) i dwa większe organizmy państwowe: Królestwo Neapolu i Ojcowizna Świętego Piotra - Państwo Kościelne. Praktycznie wszyscy stale toczyli ze sobą mniejsze lub większe wojny. Każdy, kto wówczas aspirował do bycia historykiem - a w rzeczywistości bliżej mu było do kronikarza/dziejopisa - żeby wyżyć, musiał uciekać się do mecenatu jednego z lokalnych (lub ościennych) władców. Co za tym idzie, jego zapiski musiały odpowiadać życzeniom patrona i były odzwierciedleniem jego (patrona) poglądów. Jeśli weźmie się pod uwagę, jak wielu z owych patronów było osobistymi wrogami Borgiów (z różnych tytułów) - nie powinien dziwić stosunek ówczesnych dziejopisów do papieża i skłonność do przypisywania jemu i jego potomstwu wszelkich możliwych łotrostw czy uznawania za pewnik każdej, najbardziej choćby nieprawdopodobnej pogłoski o popełnionej przez nich zbrodni. Publicyści stojący po stronie reformacji też dołożyli swoje (choć to Leon X ostatecznie sprowokował Lutra, a okres wielkiej schizmy zachodniej - Husa). Żeby nie było wątpliwości - byli i tacy, którzy uznawali Borgiów za wzór do naśladowania (że wspomnę tylko Niccolo Machiavellego, którego "Książę" stanowi pochwałę polityki i osoby Cezara Borgii), ale byli oni w zdecydowanej mniejszości i opozycji do opinii publicznej.
W największym zaś stopniu do ukształtowania popularnego obrazu Borgiów przyczynili się autorzy i twórcy kultury - zwłaszcza popularnej. Paszkwile oparte na zmyśleniach przeciwników politycznych Borgiów popełnili m.in. Mario Puzo (Rodzina Borgiów, 2001) i tandem Alejandro Jodorowsky & Milo Manara (Borgia, 2004-2010). W dużej mierze na bredniach oparty jest scenariusz serialu The Borgias (Showtime, 2011-2013, anulowany po 3 sezonie). Scenariusz The Conclave (2006) oparty jest na domniemanych (ale nie potwierdzonych w źródłach) machinacjach Rodriga przy okazji elekcji Eneasza Silvio Piccolominiego (Pius II, 1458-1464). Troll nie kojarzy żadnego dzieła kultury popularnej, które przedstawiałoby Borgiów inaczej niż jako skorumpowanych łajdaków zdolnych do najgorszych zbrodni.

Pomijając przypisanie śmierci Juana Cezarowi (nie jest to pewne)
 - całkiem dokładny portret familii

A jak było naprawdę? Troll nie jest historykiem, nie prowadził badań naukowych, musi zawierzyć innym. Opieram się przede wszystkim na książce Borgiowie autorstwa Roberto Gervaso (wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1988). O wyborze tego źródła przesądził fakt, że autor prezentuje dla udokumentowania opisywanych wydarzeń - w sposób maksymalnie obiektywny - liczne, często wzajemnie sobie przeczące (z przyczyn opisanych powyżej) świadectwa z epoki oraz opinie historyków (zarówno tych mniej, jak i tych bardziej obiektywnych).
Fakty wyglądają następująco: Rodrigo Borgia nominację kardynalską zawdzięczał nepotyzmowi wuja, papieża Kaliksta III (1455-1458). Jemu także zawdzięczał mianowanie na urząd wicekanclerski, najwyższe stanowisko w Kurii Rzymskiej. Oraz liczne beneficja, prebendy, nadania itp. Na urzędzie wicekanclerza pozostawał także podczas czterech następnych pontyfikatów: wspomnianego Piusa II, Pawła II (1464-1471), Sykstusa IV (1471-1484) i Innocentego VIII (1484-1492). Niewątpliwie musiał być świetnym organizatorem i administratorem - nie wydaje się bowiem możliwe, aby zdołał zwyczajnie przekupić aż tylu kolejnych papieży, którzy dysponowali zastępem krewnych i znajomych żądnych zaszczytów, nadań i stanowisk (zwłaszcza Pius II, który miał liczne nieślubne dzieci, a nepotyzm w kurii podniósł do rangi sztuki). Wyniesienie na tron piotrowy zapewne opłacił gigantyczną łapówką dla głosujących na konklawe, co było w ówczesnym zwyczaju. Miał liczne dzieci - w tym najbardziej znanych: Juana, Cezara, Lukrecję, Joffrego i Pedro Luisa z Vanozzą (Giovanozzą) Catanei. Jego druga znana z nazwiska kochanka - Giulia Farnese - urodziła mu córkę, Laurę. Miał nienasyconą ambicję i szeroko zakrojone plany, które realizował bezwzględnie, wykorzystując własne dzieci jako narzędzia. Był zręcznym dyplomatą i zdolnym władcą "ziemskiego" Kościoła (manewry wokół sukcesji neapolitańskej, ostatecznie zakończone podziałem Królestwa Neapolu między Hiszpanię i Francję, traktat w Tordesillas (1494), rozwiązujący spór o podział Nowego Świata między Hiszpanię i Portugalię). I całkowicie zignorował rak symonii i korupcji, toczący tenże Kościół od wieków (jak zresztą wszyscy papieże, póki nie zmusił ich do tego ruch reformacyjny). Przy czym nie był władcą absolutnym, zdolnym obalać monarchów, jak Grzegorz VII - sam musiał poddać się dyktatowi króla Francji, a jego klątwa na Savonarolę miała tylko taki skutek, że mnich w odpowiedzi wyklął papieża. Upadek Savonaroli wywołały dyktatorskie zapędy tegoż i konflikt ze świeckimi włodarzami Florencji, a nie żądania papieża.

W tym miejscu zazwyczaj fakty zaczynają rozjeżdżać się z popularnym obrazem. Wbrew insynuacjom Puzo i Jodorowsky'ego - Lukrecja (1480-1519) nie była kochanką ani Rodriga, ani Cezara. Była natomiast bezwolnym narzędziem w rękach obu. Na żądanie ojca zawierała małżeństwa, na jego żądanie się rozwiodła (z pierwszym mężem, Giovannim Sforzą). Jej drugiego małżonka - Alfonsa Aragońskiego, królewicza Neapolu - prawdopodobnie zamordowano na polecenie Cezara. Z trzecim mężem - Alfonsem d'Este, księciem Ferrary - dożyła śmierci (w połogu, urodziwszy mu ośmioro dzieci) i w opinii współczesnych zmarła in odore sanctitatis. Uczynienie z niej morderczyni, kazirodczyni i trucicielki to bzdura i paszkwil (zapewne inspirowany oskarżeniami jej pierwszego męża, który nigdy nie pogodził się z wymuszonym rozwodem i związaną z nim utratą pozycji i znaczenia; przy okazji podawano w wątpliwość jego męskość i zdolność do płodzenia dzieci).

Nieco więcej zgodności z prawdą ma popularny wizerunek Cezara Borgii (1475-1507). Po ojcu odziedziczył nieznoszący sprzeciwu charakter, zamiłowanie do rozpusty (nabawił się syfilisu, który zniekształcił mu ręce i twarz) i niepohamowaną ambicję. Przeznaczony początkowo przez ojca do stanu duchownego (został m.in. mianowany biskupem w wieku 16 lat i kardynałem w 1493 r., w wieku 18 lat), po śmierci starszego brata Juana (1497, ew. udział Cezara jest niejasny i niepewny, choć ówcześni twierdzili że był jej winny lub wręcz sam dokonał zabójstwa) uzyskał zgodę na powrót do stanu świeckiego (1498, jednocześnie król Francji nadał mu księstwo Valence, w formie zitalianizowanej - Valentino). Został kapitanem generalnym (dowódcą wojsk) Kościoła (to stanowisko wcześniej piastował Juan). Ambicją ojca i syna było wykrojenie sobie z Italii (głównie z ziem Państwa Kościelnego) udzielnego, dziedzicznego księstwa (stąd mianowanie Cezara księciem Romanii, stąd kampania wojenna mająca na celu podporządkowanie Borgiom Piombino, Imoli, Forli, Sieny, księstwa Urbino itd.). Karierę przerwała Cezarowi śmierć ojca, po której postawił na złego konia (Pius III, 1503, zmarł po zaledwie 26 dniach pontyfikatu). Julian II, osobisty wróg Borgiów, kazał Cezara aresztować, mimo pozornego pojednania dokonanego przed wyborem della Rovere na papieża. Książę Valentino zginął w bitwie pod Vianą, zabity przez żołnierzy hrabiego de Lerin. Pozostawił legalną córkę i stadko bękartów.

Sam Aleksander VI zmarł po krótkiej chorobie (febra?), wg swojego osobistego lekarza - na skutek ataku apopleksji. Oczywiście nie obyło się bez stanowczo zbyt naciąganej wersji zdarzeń, wedle której otruł się (wraz z Cezarem, który wówczas również zachorował) omyłkowo winem, które obaj spreparowali dla kogoś innego. Nie ma żadnych dowodów na poparcie tej tezy, co oczywiście nie przeszkodziło paszkwilantom.

Podejrzewam, że najważniejszą przyczyną fatalnej opinii Borgiów był odniesiony przez nich sukces (przynajmniej póki żył Rodrigo - wszystko wyglądało na to, że będzie to sukces trwały). Odwet wrogów Borgiów, który nastąpił po ich upadku, a który był szczególnie drastyczny - jak zawsze, kiedy chodzi o odwet na wrogu, który odnosił sukcesy - zbiegł się w czasie z upowszechnieniem druku przez Gutenberga (co umożliwiło masową produkcję kalumni) i Reformacją (która skorzystała z tychże kalumni dla własnych celów). Aleksander VI ani nie był największym nepotystą, ani nie trwonił największych sum, ani nawet nie był najbardziej rozwiązłym z papieży. Był natomiast najmniejszym hipokrytą wśród tych najgorszych - wszystko czynił jawnie i publicznie, nie nazywając swych synów "bratankami" (jak wielu przed nim), otwarcie wspierając rodzinę. I tej ostentacji reszta tej bandy hipokrytów - możnych ówczesnego świata - nie mogła mu darować.


piątek, 3 lipca 2015

Troll czyta #11 - Scaenae a vita dracones

SCENA PIERWSZA W małym lasku spotykamy dwa duże smoki

"Pewnego ranka smok Antoni obudził się o dziesiątej, leżał pod dębem i ziewał. Za każdym ziewnięciem sto dwadzieścia trzy liście spadały z drzew. Smok próbował liczyć spadające liście. Ale potrafił liczyć tylko do osiemnastu, wkrótce mu się to znudziło, więc wstał i poszedł na spracer. Po jakimś czasie usłyszał głośne dudnienie, a z drzew posypał się prawdziwy huragan liści.
Kto tak mocno tupie? - pomyślał smok Antoni. Mama zawsze mi mówiła, że w lesie należy zachować ciszę.
Ledwie to pomyślał, gdy spośród drzew wyłonił się drugi smok. Był większy od Antoniego i mocno kulał.
- A! - powiedział Antoni.
- O! - odezwał się drugi smok."

Tak zaczyna się jedna z najśmieszniejszych książek trollowego dzieciństwa. Kulejący przybysz nazywał się Wincenty Smok, a kulał, bo biodro przetrącił mu 208 lat temu pewien niewychowany młody rycerz. Na kartoflisku. Wołali na niego Jerzy. Znaczy, na rycerza, nie na kartoflisko. Niedługo potem do obu smoków dołączył trzeci, Smok Zygmunta, wirtuoz saksofonu i koneser smoczej muzyki. Na przestrzeni 15 scen poznajemy także inne smoki: Nowego Średniego (jest za młody, żeby mieć własne imię) i Zdzisława oraz Tortowego Smoka Urodzinowego. Wprawdzie to wciąż za mało, żeby zagrać w smoczą piłkę, ale do licznych zabawnych przygód - w sam raz.

Na przykład w scenie czwartej dowiadujemy się, że smok to nie ptak.

"- Słabo dzisiaj wieje - zachrypiał Smok Zygmunta.
- Wieje tak jak potrafi, czego się czepiasz? - warknął Wincenty Smok.
Smok Antoni bał się najbardziej, więc postanowił mieć to już za sobą, jak najprędzej.
- Odsuńcie się - wyszeptał grobowym głosem. Smoki się odsunęły, a Antoni cofnął się trochę, żeby mieć większy rozbieg i zaczął biec w stronę urwiska, szybko przebierając łapami. Trochę przeszkadzał mu tłusty brzuch. Już, już miał skakać, gdy Wincenty Smok krzyknął:
- Ogon!!!
Antoni w ostatniej chwili wyhamował, ryjąc piętami w piasek.
- Co "ogon"?!!! - ryknął.
- Rozcapierz ogon, to będziesz lepiej sterował - powiedział spokojnie Wincenty.
- Twoja głupota jest większa niż to urwisko! Masz być cicho i tyle, ty truflo!! - ryknął Antoni i skoczył.
Przez chwilę zawisł w powietrzu, spojrzał w dół, zamachał wszystkimi łapami, puścił nosem trochę dymu z ogniem i zaczął spadać.
- Ty, on leci - stwierdził z zainteresowaniem Smok Zygmunta.
- Ale pionowo - zauważył ponuro Wincenty.
W tym samym momencie Antoni rąbnął z hukiem o ziemię, wznosząc tumany kurzu. Potem rozcapierzył ogon i legł bez ruchu."

"- Co on robi? - chrypnął Smok Zygmunta.
- Leży.
- Co ty robisz? - zawołał Smok Zygmunta do Antoniego.
- Leżę - odparł Antoni krztusząc się piachem.
- Miałeś latać - obraził się Wincenty."

Oprócz smoków na kartach opowieści pojawiają się liczne barwne postacie: Żaba, Makrauchenia, Krokodyl, Łysy Pies i Fioletowy Kocur oraz liczne motyle z Rysiem Kapustnikiem na czele. Nasi bohaterowie dowiadują się m.in. dlaczego nasze urodziny były niepełne, o tym, co może się wydarzyć podczas prania, o prawdziwej historii Smoka Wawelskiego i o rozwiązywaniu bardzo ważnych problemów za pomocą nauszników z owczej wełny. 

Historia spisana przez Beatę Krupską i zilustrowana przez Jacka Rupińskiego (istnieje także nowsze wydanie, z ilustracjami Zbigniewa Larwy, ale troll ma sentyment do pierwszego wydania i tamtych rysunków) bawiła trolla do łez. Powinna rozbawić też Was, Szanowni P.T. Czytelnicy. A już z pewnością Wasze pociechy.

Beata Krupska, Sceny z życia smoków (ilustrował Jacek Rupiński, wyd. Wydawnictwa Radia i Telewizji, Warszawa 1987).