niedziela, 31 stycznia 2016

Troll czyta #19 - Nigdy już...

Raz w godzinie widm północnej
Rozważałem w ciszy nocnej
Mądrość dawnych ksiąg przesławnych
Zapomnianych dzisiaj już.
W tem znużoną chyląc głowę,
Na pożółkłe karty owe
Słyszę oto w nocną ciszę
Kołatanie do drzwi, tuż.
Gość to myślę, u podwoi,
Zapóźniony u drzwi stoi.
Pragnie wejść choć późno już.
Gość, lecz jaki? Któżby? Któż...?
Edgar Allan Poe, The Raven (Kruk), 1845
przekład: Barbara Beaupre

Edgar Allan Poe (1809-1849), amerykański poeta, prozaik i krytyk literacki, popełnił w swej nieprzesadnie długiej karierze autorskiej (a był jednym z pierwszych, którzy usiłowali w USA wyżyć z samego tylko pisania) szereg opowieści o charakterze fantastycznym (zwłaszcza utrzymanych w poetyce opowieści niesamowitych, grozy i makabreski) i kryminalnym (był autorem perypetii pierwszego detektywa rozwiązującego sprawy kryminalne metodą dedukcji - C. Auguste'a Dupina). Ale przygodę z literaturą rozpoczynał od pisania poezji (zbiorek Tamerlane and Other Poems w 1827) i poezją Poego dziś się zajmiemy. A konkretnie jednym, najbardziej chyba znanym, jego utworem. Na kilka głosów.

"Wczepił szpony w biust Pallady, co nad drzwiami stał we wnęce"
Edouard Manet, Le Corbeau (1875)

1. Za garść dolarów

We wczesnych latach 60. XX w. reżyser Roger Corman i American International Pictures wyprodukowali serię niskobudżetowych filmów na podstawie utworów E. A. Poe. Powstały wtedy House of Usher (1960), The Pit and the Pendulum (1961), Tales of Terror (1962), The Comedy of Terrors (1963), The Raven (1963), The Masque of the Red Death (1964) i The Tomb of Ligeia (1965). Gwiazdą tych filmów był amerykański aktor Vincent Price (1911-1993). Oto jego interpretacja Kruka


2. The White Hand

Corman i AIP po tamtej stronie kałuży umiejętnie naśladowali brytyjskich mistrzów horroru z Hammer Film Productions. Dwie najbardziej znane serie filmowe tej wytwórni to Frankenstein (7 filmów pomiędzy 1957, a 1974) z Peterem Cushingiem (1913-1994) w roli Barona Victora Frankentsteina i Dracula (9 filmów pomiędzy 1958, a 1974) z sir Christopherem Lee (1922-2015) w roli tytułowego hrabiego (we wszystkich filmach, poza ostatnim z serii). Dla sir Christophera była to przepustka do wielkiej kariery (brał udział w ponad 200 filmach!), którą kontynuował aż do śmierci. A oto jego interpretacja Kruka:



3. I find your lack of faith disturbing

Jedną z późniejszych ról sir Christophera Lee była postać lorda Sith, hrabiego Dooku w II i III Epizodzie Gwiezdnych Wojen Georga Lucasa (2002 i 2005), kolejny szwarzcharakter na długiej liście odgrywanych przezeń bad guyów. Niekwestionowanym numero uno jeśli chodzi o antybohaterów - tak serii SW, jak filmów w  ogóle - jest zaś jak wiadomo Darth Vader, przemawiający głębokim głosem Jamesa Earla Jonesa (1931-), późniejszego m.in. czarnoksiężnika (Thulsa Doom w Conan the Barbarian, 1982) i króla lwów (Mufasa w The Lion King, 1994). Tak brzmi Kruk w jego interpretacji:


4. Join us! Help us make it like it was before the monkeys.

Non sequitur.  Poza tym, że obaj czytali - genialnie! - Kruka i obaj grywali role tak pozytywnych, jak i negatywnych bohaterów, nic nie łączy (o ile mi wiadomo) Jamesa Earla Jonesa z Christopherem Walkenem (1943-). Walken ma na koncie m.in. role w przejmującym The Deer Hunter Michaela Cimino (1978), ekranizacji The Dogs of War Forsythe'a (1980) czy okultystycznym horrorze The Prophecy (1995), gdzie grał zbuntowanego archanioła Gabriela. Jego Kruk brzmi tak:


5. Ruin has come to our family.

I ostatnia interpretacja - tym razem w wykonaniu Wayne'a June, Narratora z gry Darkest Dungeon, w której troll zakochał się od pierwszego wejrzenia. Bardzo chciałem usłyszeć Kruka w tym wydaniu. I oto dostałem.



Na zupełny zaś koniec pragnę podzielić się z Szanownymi P.T. Czytelnikami smutną refleksją: niestety, nigdy już nie będzie mi dane usłyszeć Kruka w interpretacji nieodżałowanego Alana Rickmana.
Czego cholernie żałuję.

I kruk wcale nie odlata, jakby myślał siedzieć lata
Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,
Krwawo lśni mu wzrok ponury, jak u diabła spod rzęs chmury
Światło lampy rzuca z góry jego cień na pokój wzdłuż,
A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie – Nigdy Już!


przekład: Zenon Przesmycki

czwartek, 14 stycznia 2016

Epitafium dla Alana Rickmana

21 lutego 2016 obchodziłby 70 urodziny. Debiutował w 1978 r. jako Tybalt w Romeo i Julii Williama Hobbsa, ale światowy rozgłos przyniosła mu rola terrorysty Hansa Grubera w Die Hard (1988) Johna McTiernana. Głęboki głos i brytyjski akcent uczyniły go idealnym wyborem przy obsadzaniu hollywoodzkich szwarccharakterów. I nie tylko.



Dla mnie pozostanie przede wszystkim Szeryfem z Nottingham (Robin Hood: Prince of Thieves, 1991, reż. Kevin Reynolds - który to film Rickman Costnerowi ukradł i nigdy nie oddał), aniołem Metatronem, głosem samej Bóg (Dogma, 1999, reż. Kevin Smith), niewiernym mężem Harrym (Love Actually, 2003, reż. Richard Curtis), głosem Marvina (The Hitchhiker's Guide to the Galaxy, 2005, reż. Garth Jennings) i Severusem Snapem (seria filmów o Harrym Potterze, 2001-2011).
Jego ostatnim filmem była kontynuacja przygód Alicji (Alice Through the Looking Glass, reż. James Bobbin), w której udzielił głosu Gąsienicy Absolemowi. I w pierwszej kolejności ten głos będę pamiętał.

Alan Rickman zmarł na raka 14 stycznia 2016.

Jestem za - odwołać...

Troll gra #20 - Słownik gracza 2015

....czyli trollowe podsumowanie roku.

Tradycyjnie nie miałem czasu i/lub możliwości, żeby zagrać w zbyt wiele produkcji wydanych w ubiegłym roku (a kilka z nich nawet nabyłem). Podsumowanie dotyczyć zatem będzie - ponownie - bardziej trendów i zjawisk na rynku (przede wszystkim w segmencie PC), niż konkretnych tytułów gier wydanych w 2015 r. (choć i one się w nim znajdą).

Disclaimer: przyjęta przeze mnie dla niniejszego wpisu forma - po jednym haśle na każdą literę - spowodowała niejednokrotnie konieczność dokonywania wyborów, które konkretnie zjawisko zostanie uwzględnione, a które pominę. Siłą rzeczy pominąłem zapewne zjawiska i tytuły, które w opinii Szanownych P.T. Czytelników bardziej zasługiwałyby na opisanie. Zachęcam zatem do uzupełnienia poniższego zestawienia przez zamieszczenie stosownych komentarzy.
Przy okazji - litery, dla których nie podałem haseł w momencie pierwszej publikacji tego wpisu, zostaną uwzględnione w terminie późniejszym, w planowanych aktualizacjach. Ale swobodnie podawajcie swoje propozycje. 

Miało być tak pięknie...

Zacznijmy od A jak AAA. Termin, który początkowo oznaczał produkt najwyższej jakości, wg ocen krytyków, w chwili obecnej - kiedy producenci uparli się określać nim tytuły, które jeszcze się nie ukazały - oznacza niemal wyłącznie rozdęcie budżetu produkcji i największe nakłady na marketing. I stale pogarszającą się jakość produktów w momencie wydania. Nie inaczej było w ubiegłym roku. Co naturalnie prowadzi nas do...

B jak Batman: Arkham Knight (dev. Iron Galaxy Studios, wyd. Warner Bros). Oh, boy. Największy crap ubiegłego roku, przynajmniej jeśli chodzi o jakość portu na PC. Spadki wydajności nawet na najpotężniejszych konfiguracjach sprzętowych, niska jakość tekstur itp. Wydanie gry zbiegło się w czasie z wprowadzeniem systemu zwrotów i automatycznej refundacji zakupów na Steamie i być może była to jedna z przyczyn, dla których Warner Bros zdecydował się na wycofanie tytułu z dystrybucji już następnego dnia po oficjalnej premierze (24.06) i refundację zakupu każdemu zainteresowanemu. Wprawdzie wydano serię patchy i 28.10 tytuł powrócił do sklepów - ale problemy z wydajnością nadal istnieją (i prawdopodobnie są nie do usunięcia), a Warner w dalszym ciągu oferuje możliwość pełnej refundacji dla zainteresowanych. 

Steaming pile of shit...

C jak cRPG. Dla odmiany - coś pozytywnego. Ubiegły rok oferował prawdziwe żniwa miłośnikom gatunku (zarówno pod względem ilości, jak i jakości wydanych pozycji). Ukazały się m.in. Wiedźmin 3: Dziki Gon (o którym więcej napiszę osobno, bo zasługuje na własne hasło), Pillars of Eternity (dev. Obsidian Entertainment, wyd. Paradox Interactive), Shadowrun: Hong Kong (dev. i wyd. Harebrained Schemes). Przy okazji wydania na konsolach na PC trafiły odświeżone i wzbogacone edycje Wasteland 2: Director's Cut (dev. i wyd. inXile Entertainment) i Divinity: Original Sin Enhanced Edition (dev. i wyd. Larian Studios) - warto wspomnieć, że obie zaoferowano za darmo posiadaczom pierwszego wydania (na PC). Z konsol przeportowano kilka klasyków (m.in. Grandia II Anniversary Edition, dev. GAME ARTS Co. Ltd. i SkyBox Labs, wyd. GungHo Online Entertainment America, Inc.; kilka części serii Final Fantasy, dev. i wyd. SQUARE ENIX) i nowszych produkcji (np. seria Hyperdimension Neptunia Re;Birth, dev. i wyd. Idea Factory).

D jak Darkest Dungeon (dev. i wyd. Red Hook Studios). Zdaję sobie sprawę, że popełniam tu pewne nadużycie (gra oficjalnie będzie mieć premierę 19.01.2016), ale upraszam wybaczenia. Przede wszystkim dlatego, że jest to Trollowy Tytuł Roku™. Zachwyciłem się nim w momencie wydania w formie Early Access, a działania developerów w ciągu tego roku (nowe klasy, nowa lokacja, nowe monstra, nowi bossowie, nowe mechanizmy rozgrywki, reagowanie na opinie graczy) tylko spotęgowały ten zachwyt.

Early Access done right...

E jak Early Access. Mam nieodmiennie mieszane odczucia. Z jednej strony dobrze poprowadzony skutkuje powstaniem perełek w rodzaju ww. Darkest Dungeon (albo Kerbal Space Program, który szczęśliwie ukazał się w pełnej wersji w 2015 r.; albo Don't Starve, którego najnowsza odsłona, DLC Shipwrecked, niedawno wkroczyła w tę fazę). Z drugiej strony - sprzedaje się niedokończony produkt (często w cenie gotowego), bez żadnej gwarancji jego ukończenia: kilka gorąco oczekiwanych projektów padło całkowicie (żeby wspomnieć tylko niesławne The Stomping Land), kilka innych "uznano za gotowe" i wypuszczono w żałosnym stanie, pozbawione obiecywanych funkcji (jak Spacebase DF-9), a jeszcze inne zdają się być od zawsze i na zawsze w fazie Early Access (jak DayZ).

F jak Fallout 4 (dev. Bethesda Game Studios, wyd. Bethesda Softworks). Nieobecność tego tytułu w haśle C jak cRPG naprawdę nie powinna nikogo dziwić. Bethesda kontynuuje bowiem proceder zeszmacania niegdyś szanowanej marki cRPG, w coraz większym stopniu czyniąc z niej durną strzelankę.

Dialogi w F4 (po lewej) i F2 (po prawej)
When did this become better than this?

Nie mam więcej słów...

G jak Games Workshop i potop gier na licencjach. Jak już wspominałem, po latach posuchy od jakiegoś czasu Games Workshop praktycznie zalewa rynek nowymi grami wykorzystującymi ich IP (przede wszystkim Warhammer we wszystkich odmianach). Czasem trafi się perełka (jak Warhammer: The End Times - Vermintide, drugi ulubiony trollowy tytuł tego roku), ale większość to mocne średniaki (jak wielokrotnie wspominany już przez trolla Talisman: Digital Edition, który jest trzecim ulubionym trollowym tytułem roku 2015) lub tytuły delikatnie mówiąc nienajlepsze (Warhammer Quest, dev. Rodeo Games, wyd. Chilled Mouse). Ten ostatni tytuł jest o tyle symptomatyczny, że w całej rozciągłości prezentuje podejście GW do ich IP: wydoić z gracza ile się da. A kiedy chciwcy z GW spotkają się ze zdziercami np. z SEGI dostajemy takie zagrania, jak Chaos jako pre-order DLC w zaplanowanym na 2016 Total War: WARHAMMER (dev. Creative Assembly, wyd. SEGA)...

K jak Konami vs. Kojima. Największa drama w światku gier w ubiegłym roku. Konami od dawna nie miało dobrej prasy - oskarżane jest m.in. o wyzyskiwanie pracowników, a krytycy nie mogą mu podarować zamieniania kolejnych klasycznych marek w śmieci (automaty do pachinko pod marką Silent Hill?!). Ale apogeum okazało się traktowanie przez Konami ich kury znoszącej złote jajca - czyli Hideo Kojimy. Najpierw wydawca usunął nazwisko Kojimy ze strony internetowej jego najnowszego dzieła - Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (dev. i wyd. Konami Digital Entertainment), potem wydawał sprzeczne i fałszywe komunikaty nt. wzajemnych relacji, a dopełnił dzieła zakazując Kojimie, za pośrednictwem swoich prawników, udziału w gali The Game Awards 2015 i odebrania nagrody za MGSV.

Pierwotna i ostateczna wersja okładki MGSV - znajdź różnice

R jak remaster, remake & recykling. Trend ma charakter stały i pogłębiający się. Właściwie powinienem się cieszyć z niektórych jego objawów (bo na rynek PC trafiają świetne produkcje wcześniej dostępne tylko na konsolach, a ponadto developerzy z Japonii - poza produkującymi eroge - dostrzegli w końcu rynek PC), ale sam w sobie jest dalece niepokojący. I nic nie wskazuje na to, by miał się odwrócić. A może to już nieodwracalna norma, a domagający się kreatywności troll jest anachronizmem?

V jak Visual Novels. Gatunek swego czasu popularny niemal wyłącznie w Japonii (i stanowiący tam największy segment rynku PC) tryumfalnie ruszył na Zachód. M.in. dzięki crowdfundingowi sfinansowano tłumaczenie i wydanie klasyków gatunku (Clannad, Higurashi no Naku Koro ni, na wydanie czeka seria Muv Luv, jeden z sukcesów Kickstartera - ponad 1 mln 250 tys. USD) i nowszych pozycji (Eden*, The Fruit of Grisaia, If My Heart Had Wings i inne). Uczciwie przyznać należy, że gatunek opanowały przede wszystkim pozycje mniej lub bardziej erotyczne. Ale ta sama uczciwość nakazuje mi dodać, że oficjalne wydania zachodnie w większości zostały oparte o wcześniej ocenzurowane wydania japońskie i przeznaczone są dla odbiorców w różnym wieku. Przy okazji warto wspomnieć, że poza tłumaczeniem produkcji japońskich, wydaje się także tytuły w całości stworzone na Zachodzie (seria produkcji Sakura "something", dev. Winged Cloud, różni wydawcy). 

W jak Wiedźmin 3: Dziki Gon (dev. i wyd. CD Projekt RED). Uczciwie przyznaję się: nie grałem (nie mam wystarczająco mocnego sprzętu - no i chciałem poczekać na wydanie całości). Ale nie mogę przecież zlekceważyć najlepszej gry roku 2015 (według wielu, wielu plebiscytów i zasłyszanych/przeczytanych opinii) i największego sukcesu polskiego game-devu ever. Oczywiście nie obyło się przy okazji bez (w opinii trolla: wydumanych i sztucznie nadmuchanych) kontrowersji. Tu i tam zarzucono Wiedźminowi seksizm i rasizm. Gdzie indziej stukano się z tej okazji w czoło. Pozwolę sobie i ja na krótki komentarz do Wiedźminogate: z absolutnie słusznej idei faktycznego zrównania w prawach, niedyskryminacji i tolerancji dla odmienności ukręcono bat na każdego, kto się nie zgadza ze zdaniem ideologów Political Correctness. Usiłuje się przeforsować przymusową afirmację w miejsce tolerancji i „pozytywną dyskryminację” w miejsce zakazu dyskryminacji. I – tradycyjnie – słuszna idea bierze w łeb, bo za jej realizację wzięli się szajbnięci ideolodzy, zamiast pragmatyków. W efekcie wywołano nie tylko odpór tradycyjnych przeciwników – równie szajbniętych ideologów drugiej strony – ale także dotychczasowych zwolenników, ludzi o poglądach umiarkowanych. Przez co u szajbniętych ideologów pogłębił się kompleks oblężonej twierdzy i wzrósł fanatyzm. Argh.

"Zabijam potwory"

Stay tuned, postaram się możliwie szybko uzupełnić ten wpis. 

piątek, 1 stycznia 2016

Troll czyta #18 - A Bard's Song

Małą tradycją bloga stało się, że pierwszy wpis każdego roku poświęcam adaptacji Tolkiena. Nie bójcie się - PJ nic więcej nie nakręcił. Tym razem będzie o innego rodzaju adaptacji. Kto wie, czy nie bardziej obrazoburczej. Szanowni P.T. Czytelnicy raczą wybaczyć.

Spośród wielu fantastycznych krain i światów, jakie w swej długiej czytelniczej karierze poznał troll, stworzone przez J. R. R. Tolkiena (1892-1973) Śródziemie (Middle-Earth) nieustannie pozostaje najbardziej kompletnym i najlepiej opisanym uniwersum. Wiele przeczytanych przez trolla historii pod względem fabularnym stało dalece wyżej, niż Hobbit, czyli tam i z powrotem (The Hobbit, or There and Back Again, 1937) i Władca Pierścieni (The Lord of the Rings, 1954-55), ale palmy pierwszeństwa w sztuce światotworzenia nikt jeszcze Profesorowi nie odebrał i nikt nie prześcignął go w biegłości. Jak zapewne Szanowni P.T. Czytelnicy dobrze wiedzą - dbając o szczegóły swego dzieła Tolkien m.in. opracował kilka języków, z własnymi alfabetami, wyrysował wiele map, sporządził także szczegółową historię i mitologię wymyślonego przez się świata. Niewielki fragment tych ostatnich wydał w cztery lata po śmierci ojca Christopher Tolkien jako Silmarillion (The Silmarillion, 1977, wyd. Allen & Unwin, pierwsze polskie wydanie: 1985, wyd. Czytelnik, tłum. Maria Skibniewska; wszystkie nazwy własne pojawiające się w niniejszym wpisie zostały podane w brzmieniu zaczerpniętym z tego tłumaczenia).

Disclaimer: w niniejszym wpisie pojawia się naprawdę wiele nazw własnych, których nie wyjaśniam (bo tekst musiałby stać się albo kompendium wiedzy nt. Śródziemia, albo zbiorem linków do Wikipedii itp.; żadne z tych rozwiązań mi się nie uśmiecha). Ufam, że zainteresowani Szanowni P.T. Czytelnicy sięgną po źródła.

Okładka pierwszego wydania Silmarillionu

W przedmowie do Silmarillionu Christopher Tolkien wspomina, iż pierwsze zapiski i szkice tego, co później złożyło się na mitologię i historię Śródziemia, powstały jeszcze w roku 1917, a więc 20 lat przed wydaniem Hobbita, a nad ogólną całością autor pracował aż do śmierci. Nie będzie więc przesady w nazwaniu Śródziemia dziełem życia Tolkiena. W następnych latach Christopher Tolkien dokonał opracowania i wydał drukiem także inne fragmenty prac ojca.

Na Silmarillion składa się pięć różnej długości utworów, z których trzy pierwsze (Ainulindale, Muzyka Ainurów; Valaquenta, O Valarach i Majarach według świadectw Eldarów i Quenta Silmarillion, Historia Silmarilów) dotyczą wydarzeń w historii świata najdawniejszych, po części legendarnych, a pozostałe dwie (Akallabeth, Upadek Numenoru oraz Pierścienie Władzy i Trzecia Era) bezpośrednio dotyczą wydarzeń, które znalazły swe zwieńczenie we Władcy Pierścieni. Najdłuższym z utworów jest Quenta Silmarillion, Historia Silmarilów, która dała tytuł całemu zbiorowi. Liczne nawiązania do niej spotykamy zarówno w Hobbicie (gdzie pierwszy raz wspomina się o ukrytym mieście Gondolinie i wojnach elfów z orkami), jak i we Władcy Pierścieni (pieśni o Berenie i Luthien oraz o Earendilu).

Ainulindale i Valaquenta to dzieła dla Śródziemia stricte kosmogoniczne i teogoniczne. Opowiadają historię powstania Ei, Świata i Ardy, Ziemi; opisują także Valarów, Potęgi Świata - duchy, które brały udział w tworzeniu Ardy, Majarów - duchy służebne oraz Melkora, później zwanego Morgothem, Czarnym Nieprzyjacielem Świata, niegdyś równego mocą Valarom, później zaś jedynie będącego ich złym, zniekształcającym wszystko cieniem. Quenta Silmarillion opowiada zaś o zmaganiach między Valarami i Melkorem, a później między elfami i Morgothem, szczególnie zaś - historię Silmarili, klejnotów napełnionych światłem Dwóch Drzew Valinoru, wykonanych ręką Feanora, wodza Noldorów (jednego z plemion elfów), a przez Morgotha zdradą i przemocą zagarniętych. Za przyczyną Silmarili Noldorowie powrócili do Śródziemia i stworzyli liczne królestwa na jego zachodnich obszarach, w Beleriandzie. Silmarile były też świadkami ostatnich dni Beleriandu, kiedy Valarowie raz jeszcze ruszyli przeciw Morgothowi, by na zawsze wygnać go z obrębu Ardy.

The Burning of the Ships
spalenie okrętów przez Feanora
rys. Ted Nasmith, www.tednasmith.com

Stanowiąc w gruncie rzeczy zapis historii rozciągniętej na setki lat i mającej wielu bohaterów Silmarillion nie jest dziełem, które łatwo poddałoby się adaptacji na inne medium. Z drugiej zaś strony przedstawione w nim wydarzenia są dalece bardziej epickie niż dzieje Wojny o Pierścień, większy mają zasięg i ich konsekwencje dla Śródziemia były dalece bardziej znaczące. Nie powinno więc dziwić, że znaleźli się chętni do podjęcia trudu adaptacji. Co zaś dziwić może - przynajmniej niektórych - to forma, jaką przybrało ich dzieło.

Pochodzący z Niemiec założony w 1984 roku zespół Blind Guardian (Hansi Kursch, Andre Olbrich, Marcus Siepen, Frederick Ehmke) uznawany jest za jednego z prekursorów tzw. power metalu. Inspiracje twórczością Tolkiena były obecne w jego twórczości praktycznie od początku - już na debiutanckiej płycie Battalions of Fear (1988) znalazły się wyraźnie nawiązujące do niej utwory Majesty, By the Gates of Moria i Gandalf's Rebirth. Na kolejnych albumach także znalazły się utwory inspirowane lub nawiązujące do twórczości Tolkiena: jak Lord of the Rings na wydanym w 1990 r. albumie Tales from the Twilight World, The Bard's Song - The Hobbit na płycie Somewhere Far Beyond (1992) czy tytułowy utwór z albumu Imaginations from the Other Side (1995).

Luthien dancing in front of Morgoth's throne
rys. Andreas Marschall
Grafika zdobi okładkę płyty Nightfall in Middle-Earth

Kulminacją tego trendu (i - w opinii trolla - magnum opus grupy) jest płyta Nightfall in Middle-Earth (1998). Jest to tzw. concept album, stanowiący adaptację znacznej części Quenta Silmarillion. Historia Silmarilów i wojen o Beleriand zawarta została w 22 (w reedycji z 2007 r. - 23) utworach - z których część to krótkie fragmenty narracji, zazwyczaj (choć nie zawsze) ilustrowanej muzyką - poświęconych znaczącym postaciom i najważniejszym wydarzeniom.

Płytę otwiera ostatnia rozmowa między Sauronem i Morgothem, pokonanym przez Valarów w Wojnie Gniewu (War of Wrath). Władca Ciemności, odesławszy sługę, wspomina swe czyny. Dwukrotnie przyczynił się do zniszczenia Światła nad Ardą, za drugim razem powodując upadek Dwóch Drzew Valinoru dzięki pomocy Ungolianty, którą następnie zdradził (Into the Storm). Skradzione Silmarile, których za nic nie chciał oddać pajęczycy, straszliwie oparzyły Morgotha, wydobywając zeń ryk furii i bólu (Lammoth).

Blind Guardian - Lammoth

Tymczasem okradziony przez Morgotha Feanor rozpacza nad stratą Silmarili i śmiercią ojca. Wbrew zdaniu Valarów poprzysięga Morgothowi zemstę (Nightfall). Kolejny utwór wspomina o niepewności co do dalszych wydarzeń (The Minstrel). Feanor i jego synowie uczynili bowiem wiele zła uparcie podążając za Morgothem i Silmarilami - dopuścili się rzezi pobratymców w Alqualonde, odbierając Telerim ich statki, które następnie Feanor kazał spalić - zamiast odesłać je po resztę swego ludu (The Curse of Feanor). Feanor zmarł nie odzyskawszy Silmarili, a jego syn Maedhros został schwytany przez Morgotha i przykuty za rękę do skały nad Thangorodrimem - bramą twierdzy Nieprzyjaciela, Angbandu (Captured). Choć uwolniony z okowów - długo wspominał swą niewolę (Blood Tears).

Tymczasem do Śródziemia przybyli pozostali Noldorowie i założyli własne królestwa. W ukrytej dolinie Turgon wzniósł gród Gondolin (Mirror Mirror). Królem zaś wszystkich Noldorów został Fingolfin. Przeprowadził on największą część plemienia przez pokrytą lodową skorupą cieśninę Helkarakse, wyruszywszy o pierwszym wschodzie Księżyca (Face the Truth i Noldor (Dead Winter Reigns)).

Blind Guardian - Mirror Mirror

Noldorowie przez wiele lat oblegali Angband, aż wreszcie Morgoth przełamał oblężenie, posyłając do ataku m.in. Balrogów i smoka Glaurunga, w tzw. Dagor Bragollach, Bitwie Nagłego Płomienia. Wtedy to Barahir ocalił życie królowi elfów Finrodowi Felagundowi, zwanego od dawna przez ludzi Nomem tj. Mądrym (Battle of Sudden Flame). W chaosie jaki zapanował po Bitwie Fingolfin wyzwał Morgotha na pojedynek i dotkliwie go poranił nim sam padł (Time Stands Still (At the Iron Hill)).

Tymczasem w Gondolinie rozegrały się wydarzenia, które w przyszłości miały doprowadzić do jego upadku: siostra króla Turgona uciekła z miasta, a spotkawszy Eola, zwanego Ciemnym Elfem - została jego żoną i urodziła mu syna, Maeglina (The Dark Elf). Kiedy i od niego w końcu uciekła - Eol przybył do Gondolinu za żoną i synem, ale tam odmówiono mu wydania dziecka. Rozwścieczony zabił żonę, za co skazano go na śmierć. Maeglin zaś wychowywał się w domu wuja, skrycie pielęgnując nienawiść do zabójców ojca i niezdrową miłość do ciotecznej siostry (Thorn).

Blind Guardian - Time Stands Still (At the Iron Hill)

Beren, syn Barahira, zgodnie z przepowiednią Meliany wszedł do ukrytego kraju Doriath i spotkał tam córkę jej i króla Thingola, Luthien. Zakochany w dziewczynie przystał na warunek Thingola i wyruszył na poszukiwanie Silmarili. Droga zawiodła go do siedziby króla Finroda, który rozpoznał syna swego wybawcy i postanowił dopomóc mu w wyprawie. Schwytał ich Sauron, który nasłał na jeńców wilkołaki. Ostatnim wysiłkiem Finrod Felagund uratował Berena, lecz sam odniósł śmiertelne rany (The Eldar i Nom the Wise). Dzięki pomocy Luthien Beren wydostał się z lochów Saurona i ostatecznie wyrwał Silmaril z żelaznej korony Morgotha. Lecz jego rękę zaciśniętą na klejnocie odgryzł wilkołak Karcharoth.

Beren i Luthien powrócili do Doriath, zaś Thingol przystał na ich związek. Ale Karcharoth palony mocą Silmarila podążył za nimi i w starciu z nim Beren poległ zabijając bestię. Luthien wybłagała dlań życie śpiewając przed tronem Mandosa, sędziego Valarów i rezygnując z nieśmiertelności elfów (When Sorrow Sang). Oboje wrócili do Śródziemia, gdzie jakiś czas później razem umarli (Out on the Water).

Ostatnie utwory poświęcone są następstwom Nírnaeth Arnoediad, Bitwy Nieprzeliczonych Łez, piątej z wielkich Bitew o Beleriand, kiedy Morgoth pokonał rozbite na skutek wzajemnych niesnasek, zdrad i kłamstw zastępy Noldorów (w tym synów Feanora i Turgona z Gondolinu) i ludzi. Pojmanego Hurina, który osłaniał odwrót Turgona do Gondolinu, osadził w okowach na kamiennym tronie, przekląwszy jego i jego potomstwo (The Steadfast). Sam zaś skupił siły na knuciu ostatecznej zguby resztek Noldorów, Doriathu i Gondolinu (A Dark Passage i Final Chapter (Thus Ends...)).

Morgoth punishes Hurin
rys. Ted Nasmith

Dodany w reedycji utwór kończący album poświęcony jest nieszczęśliwemu losowi dzieci Hurina (Harvest of Sorrow).

Dla porządku powiedzmy jeszcze kilka słów o dalszych losach Silmarili. Klejnot zdobyty przez Berena jego wnuczka Elwinga wniosła we wianie Earendilowi, który z Silmarilem na czole pożeglował do Valinoru, by błagać o przebaczenie dla Noldorów i wsparcie w wojnie z Morgothem. Wtedy to Valarowie ostatni raz wyruszyli do Śródziemia, by raz na zawsze rozprawić się z Nieprzyjacielem w bitwie nazwanej później Wojną Gniewu. Pozostałe Silmarile, wyrwane z korony Morgotha, skradli ostatni synowie Feanora, lecz nie nacieszyli się nimi długo. Jeden klejnot wpadł w ognistą czeluść, drugi zaś spoczął na dnie morza.

Utwory (te dłuższe) są na przemian bombastyczne i dynamiczne, burzące krew i wzywające do epickich czynów (jak Into the Storm, Mirror Mirror czy Time Stands Still (At the Iron Hill) - dwa ostatnie z wymienionych to zdecydowanie najlepsze kompozycje albumu) albo utrzymane w dalece spokojniejszym, melancholijno-balladowym tonie (jak Nightfall, Blood Tears i The Eldar). Dodajmy do tego wspomniane wcześniej fragmenty narracji i otrzymamy dość wybuchową mieszankę. Troll tę płytę uwielbia i w jej ocenie jest dalece nieobiektywny (zwłaszcza odkąd miał okazję usłyszeć niektóre kompozycje z niej na żywo, na pierwszym koncercie Blind Guardian w Polsce). W każdym razie Nightfall in Middle-Earth polecam - i wielbicielom prozy Tolkiena, i miłośnikom mniej ekstremalnych odmian metalu.












Na koniec ciekawostka: troll jest trollem przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz z trollami zetknął się dzięki Tolkienowi, przeczytawszy w wieku lat siedmiu Hobbita.

Troll w ogóle jest dziwny.