sobota, 23 września 2017

Troll ogląda #25 - Dwadzieścia (siedem) lat później

Ostrzeżenie nr 1: niniejszy wpis zawiera spoilery do bardzo starej książki, nieco młodszego filmu na jej podstawie oraz jej najnowszej ekranizacji. 
Ostrzeżenie nr 2: to nie jest recenzja (ani książki, ani filmów). Troll nie umie pisać recenzji.

Dalej czytacie na własną odpowiedzialność. 

Na wstępie troll pragnie wyjawić straszliwą tajemnicę: nie przepadam za książkami Stephena Kinga. Próbowałem się do nich przekonać wielokrotnie, niektóre nawet przeczytałem w całości. I prawie zawsze coś mi w nich nie pasowało. Prawie - ponieważ od powyższej reguły są dwa wyjątki. Pierwszy to opowiadanie Dzieci kukurydzy (Children of the Corn, 1977), które pierwszy raz przeczytałem w śp. Feniksie. Historia miasteczka Gatlin, z którego zniknęli wszyscy dorośli i dziwacznego kultu, w którym centralną rolę odgrywają bezkresne pola kukurydzy, zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Tego klimatu poszukiwałem w kolejnych czytanych książkach Kinga i za diabła nie mogłem się go w nich doszukać. Aż do momentu, kiedy przeczytałem To (It, 1986).

Okładka pierwszego wydania  

Nieznającym tej historii Szanownym P.T. Czytelnikom troll pragnie w tym miejscu wyjaśnić, że To jest opowieścią o zmaganiach grupy przyjaciół z lat dziecinnych z kosmicznym złem (tytułowym Tym), które grasuje w mieście Derry, w stanie Maine - głównie pod postacią Pennywise'a Tańczącego Klauna (Pennywise the Dancing Clown alias Bob Gray), porywając i mordując dzieci (choć nie wyłącznie). Akcja powieści toczy się równolegle w roku 1985 - w "teraźniejszości" bohaterów - i w roku 1958, podczas pierwszego starcia "Klubu Frajerów" (The Loosers' Club) z Tym (w reminiscencjach, wplatanych zazwyczaj nagle w treść narracji). 

W 1990 r. pierwszy raz przeniesiono powieść na ekran - ten mały (jako Stephen King's It). Dwuczęściowy film telewizyjny próbował zmieścić fabułę 1100+ stron (w zależności od wydania i tłumaczenia) książki w nieco ponad 3 godzinach (a mi udało się to w dwóch zdaniach - go me!). Z oczywistych względów - metrażu i ograniczeń wobec tego, co faktycznie można było pokazać na ekranie telewizora w ogólnodostępnej stacji w latach 90. ubiegłego wieku - wycięto naprawdę dużo z oryginału. Za to dołożono interpretację postaci Pennywise'a przez niezrównanego Tima Curry. Troll lubi tę ekranizację, mimo wszystkich jej niedociągnięć.  

O drugiej - tym razem kinowej - adaptacji It mówiło się od 2009 r., od ogłoszenia planów takowej przez Warner Bros. Przez lata dostaliśmy wiele informacji nt. problemów przy produkcji. Zmieniali się scenarzyści, zmieniali się reżyserzy. Wreszcie w 2016 r. Andreas "Andy" Muschietti rozpoczął kręcenie. A potem - 28 marca 2017 r. - ukazał się pierwszy trailer. I w sieci zawrzało.

You'll float too!

Premiera odbyła się 8 września 2017 r., niemal 27 lat po premierze telewizyjnej wersji. Wypada w tym miejscu wspomnieć, że liczba 27 ma duże znaczenie dla fabuły: co 27 lat cykl się powtarza, To budzi się z letargu i zaczyna polować na dzieci. Ale w tegorocznej ekranizacji czyni to inaczej, niż w książce czy wcześniejszym miniserialu. 

Pomówmy chwilę o największych różnicach pomiędzy materiałem źródłowym (dalej jako po prostu It), ekranizacją telewizyjną (It'1990)) i filmem (It'2017). Pierwsze rzuca się w oczy przeniesienie czasu akcji - młodość naszych bohaterów przypada na lata 80. ubiegłego wieku. W dobie nostalgii za latami osiemdziesiątymi, z jaką od jakiegoś czasu mamy do czynienia w popkulturze (Stranger Things mówi wam coś? A wiecie, że jego twórcy - bracia Duffer - starali się o stołek reżysera It'2017?), jest to zabieg zrozumiały - tym bardziej że nie ma praktycznie wpływu na samą fabułę. Tak samo niewielkie postarzenie bohaterów - z 11 do 13 lat (średnio) - nie wywołuje żadnych konsekwencji (a z całą pewnością ułatwiło dobranie sensownych aktorów do ról). Zdecydowanie odmienna jest za to konstrukcja fabuły - tym razem cały film poświęcono wyłącznie na wydarzenia z dzieciństwa, bez żadnych odniesień do zdarzeń późniejszych. Z planszy tuż przed napisami wiadomo jednak, że to tylko "Rozdział pierwszy" historii - a biorąc pod uwagę świetne wyniki finansowe filmu o nakręcenie "Rozdziału drugiego" powinniśmy być spokojni.

Największą - wręcz fundamentalną - zmianą w It'2017 jest zaś los George'a Denborough i innych dzieci porwanych przez To. W książce i It'1990 od początku jest pewne, że Georgie został przez kogoś brutalnie zamordowany - jego ciało (i ciała niektórych innych ofiar Tego) zostaje znalezione, zidentyfikowane i pogrzebane. Motywacja jego brata, Billa, jest tam jasna i wyraźna - chce odpłacić zabójcy brata. W It'2017 ciało George'a znika w kanałach i tylko widz wie, że chłopiec faktycznie nie żyje. Tymczasem Bill (grany przez Jaedena Lieberhera) ma tu obsesję przede wszystkim na punkcie odnalezienia brata. W trakcie filmu, na skutek spotkań z Tym, decyduje się odnaleźć i zniszczyć potwora. Dopiero w finale, już po odnalezieniu leża Tego i ostatecznej (jak się wydaje bohaterom) konfrontacji z Pennywisem, Bill faktycznie odnajduje potwierdzenie losu brata. 

Remember me, kids?!

Przerażające przeżycia innych dzieciaków i będąca ich skutkiem motywacja także - choć nie we wszystkich przypadkach - różnią się od pierwowzoru książkowego. Ben Hanscom (Jeremy Ray Taylor) nie spotyka mumii (choć jest w It'2017 scena nawiązująca do tego wydarzenia), a To pierwszy raz ukazuje mu się w - dotychczas bezpiecznym azylu - bibliotece. Richie Tozier (gwiazda Stranger Things Finn Wolfhard) tu boi się klaunów, a jego pierwsze zetknięcie się z Tym ma miejsce stosunkowo późno i w towarzystwie innych Frajerów, w przeciwieństwie do samotnej książkowej konfrontacji z plastikowym posągiem Paula Bunyana (a później z wilkołakiem z I was a Teenage Werewolf). Stanleya Urisa (Wyatt Oleff) To napastuje w postaci kobiety z surrealistycznego obrazu (wyraz rzeczywistych fobii Andreasa Muschiettiego), a nie jako topielcy (jak w It). Największa - po losach George'a i Billa Denborough - zmiana dotyczy Mike'a Hanlona (Chosen Jacobs), który w It'2017 stracił rodziców w pożarze i prześladowany jest przez jego wspomnienia (do tego stopnia kojarzące się trollowi z pożarem Black Spot z roku 1930, o którym mowa w It, że póki Mike nie wyjawił swojej historii reszcie - byłem przekonany, że własnie tego wydarzenia dotyczyły jego wizje). Jedynie Eddie Kaspbrak (Jack Dylan Grazer) i Beverly Marsh (Sophia Lillis) przeżywają swoje spotkania z Tym jak w pierwowzorze - To ukazuje im się, odpowiednio, jako trędowaty z domu na Neibolt Street (Eddie - ta scena z kolei nie pojawiła się w It'1990) i fontanna krwi z umywalki w łazience (Bev).

Skoro jesteśmy przy dzieciakach to muszę przyznać, że Muschietti odwalił kawał świetnej roboty dobierając aktorów do ról i bardzo dobrze ich poprowadził. Z jednym wyjątkiem. Jaeden Lieberher jako Bill Denborough - jak na centralną postać wszystkich wersji - jest straszliwie nijaki. Bez charyzmy, którą książkowy pierwowzór wręcz ociekał. Mam jednak wrażenie, że to opisana wyżej zmiana w jego postaci aż tak negatywnie odbiła się na moim odbiorze tej roli. Finn Wolfhard jako Niewyparzona Gęba Tozier okazał się genialny - ale gdzie u licha jego połamane bryle? Naprawdę niskim kosztem można było puścić oko do czytelników (jak to się stało z parafiną Gulf Wax, kozłami z napisem Derry Public Works, napisem I ❤ Derry na baloniku, żółwiem w pokoju George'a czy wspomnianym już posągiem Paula Bunyana). Grająca Beverly Sophia Lillis przez jednego z Frajerów została porównana do idolki "pokolenia X" Molly Ringwald i troll zdecydowanie się z tym porównaniem zgadza. Ale czemu, ach, czemu!? nie poszli za ciosem i nie puścili Don't You (Forget About Me) w scenie sprzątania w łazience Beverly!? Jeremy Taylor wydaje się młodszy od reszty aktorów, ale jest odpowiednio tłusty do roli Bena (jego odpowiednik w It'1990 był zaledwie zaokrąglony). Pozostali są co najmniej poprawni. 

Simple Minds w hymnie pokolenia X

Wypada też wspomnieć aktorów grających antagonistów - prześladujących Frajerów szkolnych łobuzów. Zwłaszcza Nicholasa Hamiltona (ewidentnie casting szukał kogoś wyglądającego jak młody Kevin Bacon), który jako Henry Bowers jest odpowiednio psychopatyczny - choć los jego postaci nie odpowiada historii znanej z It i It'1990 (aczkolwiek w opinii trolla nie wyklucza jego powrotu w kontynuacji). Pojawia się też - nieobecny w It'1990 - Patrick Hockstetter (Owen Teague) - ale wyłacznie po to, żeby zginąć. Nie wspomina się ani o jego bracie, ani o jego lodówce, ani o awansach wobec Bowersa. Motywy seksualne w ogóle są obecne chyba tylko w żartach Toziera i nieśmiałym popatrywaniu na opalającą się (w bieliźnie) Beverly. Z przyczyn oczywistych nie zaadaptowano niesławnej - i wywołującej generalny niesmak - sceny z kanałów. Molestowanie Beverly przez ojca też jest raczej sugerowane, niż pokazane wprost.  

Postacie dorosłych w ogóle są - mówiąc oględnie - creepy. Wybija się oczywiście Stephen Bogaert jako Alvin Marsh ("Sometimes I worry about you, Bevvie. Sometimes I worry a lot..."), którego los jest dużo bardziej ponury niż w książce. Ale niewiele ustępują mu sprzedawca z drugstore'u pan Keene (to spojrzenie na Beverly...), mamusia Eddiego (zwłaszcza po jego wypadku), tatuś Henry'ego Bowersa (nawet jeśli ratuje życie kotu, to sposób w jaki to czyni...) czy para staruszków w samochodzie, ignorująca napaść gangu Bowersa na Bena. W sumie apatia dorosłych to jedyny element, który It'2017 zaczerpnęło z pierwowzoru jeśli idzie o budowanie atmosfery.

Generalnie to jest mój największy zarzut wobec tej ekranizacji - którą nota bene oceniam całkiem dobrze. Koncentrując się na konfrontacji Frajerów z Tym gdzieś zgubiono najbardziej ulubiony przeze mnie motyw z książki: opresyjną, pełną rasizmu, przemocy domowej i homofobii atmosferę Derry, miasta-żerowiska zła. Derry w powieści niewiele ustępuje potwornością samemu Temu, jest zatrute przez wielowiekową obecność Tego. Derry w It'2017 to tylko tło. Rozumiem przyczyny tego zabiegu, widzę nieśmiałe próby przemycenia klimatu książkowego Derry do filmu - ale to wciąż za mało, żebym był w pełni usatysfakcjonowany.

Drugi zarzut to również konsekwencja podejścia scenarzystów do całej historii i ogólnie sposobu kręcenia filmów w dzisiejszych czasach - zbyt wiele oczywistości i za dużo jumpscare'ów. Potwór, którego doskonale widać w całej okazałości nie straszy tak bardzo, jak potwór przemykający gdzieś w cieniu, na granicy widzialności. Rozumiem ograniczenia medium - w końcu film polega przede wszystkim na obrazie, na idei "show, don't tell" - ale można to było zrobić lepiej. Ciągłe bombardowanie obrazami wywołującymi coraz częściej niesmak, a nie faktyczne przerażenie - zwłaszcza w ukochanej chyba przez Muschiettiego formie jumpscare - w końcu widza znieczuli i w konsekwencji znudzi. Ja wyszedłem z seansu znieczulony. Do etapu znudzenia (podkreślam - formą, nie treścią) brakowało już niewiele.

Na koniec pora wreszcie wspomnieć o "słoniu w pokoju": Bill Skarsgard jako Pennywise the Dancing Clown. Oh, yeah! Dobra robota! Inny niż Tim Curry, ale gdzieś tam było echo tego starego Pennywise'a (także w sferze wizualnej, w jednej ze scen pojawia się postać nieco podobna do potwora z It'1990). Komiczny i przerażający, groteskowy i morderczy. Brawo!

 "They float!"


Troll czeka na "It: Chapter Two"!

It (USA, 2017)
reż. Andreas Muschietti, scen. Chase Palmer, Cary Fukunaga & Gary Dauberman
135 min.


niedziela, 10 września 2017

Troll czyta #23 - Per aspera ad astra

Jest 20 lipca 1969 roku, godzina 20:17:40 czasu Greenwich. "Orzeł wylądował". Moduł lądownika, z astronautami Nealem Armstrongiem (dowódca misji Apollo 11) i Buzzem Aldrinem (pilot lądownika) na pokładzie, osiadł na powierzchni srebrnego globu. O 2.56 następnego dnia Armstrong wygłosi pamiętne zdanie o "małym kroku człowieka". Niewielu wówczas wiedziało - a z tych co wiedzieli, mało kto chciał pamiętać - że "wielki skok dla ludzkości" umożliwiły m.in. praca niewolnicza, cierpienie i śmierć ofiar obozów koncentracyjnych, obozów zagłady i okrutnych eksperymentów "medycznych". Sukces programu kosmicznego USA został zbudowany na "osiągnięciach" nazistowiskich Niemiec.

Man on the Moon
źródło: NASA

Jest 20 listopada 1945 r. Rozpoczyna się pierwsza sesja Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze. Na ławie oskarżonych zasiada 21 wojskowych i cywilnych przywódców Trzeciej Rzeszy, których udało się schwytać żywcem (dwudziestego drugiego, Martina Bormanna, sądzono in absentia). Zarzuca im się: 1. udział w spisku w celu popełnienia zbrodni przeciwko pokojowi, 2. zaplanowanie, wszczęcie i przeprowadzenie wojny zaborczej oraz dokonanie innych zbrodni przeciwko pokojowi, 3. dokonanie zbrodni wojennych i 4. dokonanie zbrodni przeciwko ludzkości. Dwunastu z nich (w tym Bormann) zostanie skazanych na karę śmierci. Hermann Göring wymknie się międzynarodowej sprawiedliwości popełniając samobójstwo, pozostali zostaną powieszeni. Innych czekają kary dożywotniego lub długoletniego więzienia. Tylko trzech - Franz von Papen, Hans Fritzsche i Hjalmar Schacht - zostanie uniewinnionych.

Równolegle z głownym procesem norymberskim toczą się inne, mniej nagłośnione postępowania. Od 9 grudnia 1946 r. przed amerykańskim trybunałem wojskowym prowadzony jest tzw. "proces lekarzy" (oficjalnie: proces USA vs. Karl Brandt i inni). Osobisty lekarz Hitlera i Główny Komisarz do spraw Zdrowia i Higieny Rzeszy (Karl Brandt) oraz 22 innych zostaje oskarżonych o zaplanowanie, przygotowanie i przeprowadzenie licznych zbrodniczych akcji i eksperymentów (m.in. eksperymentów na więźniach obozów w Ravensbruck i Buchenwaldzie, akcji eutanazji chorych umysłowo i inwalidów - tzw. Aktion T4, a przede wszystkim planowej eksterminacji Żydów w ramach tzw. Einsatz Reinhardt, znanej przede wszystkim jako Endlösung der Judenfrage - "ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej"). Siedmiu z nich (w tym Brandt) zostanie straconych przez powieszenie. Kolejnych ośmiu czeka długoletnie więzienie (dziewiątego - dr Helmuta Poppendicka, skazanego na 10 lat pozbawienia wolności - zwolniono z odbywania kary). Aż siedmiu zostanie uniewinnionych z braku dowodów. Wśród tych siedmiu jest m.in. dr Kurt Blome - ekspert od broni bakteriologicznej i chemicznej, któremu zarzucono testowanie sarinu na więźniach obozu Auschwitz-Birkenau. Jeszcze do niego wrócimy.

Oskarżeni przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym, Norymberga 1945
fot. Raymond D'Addario - źródło: Wikipedia

Na ławie oskarżonych w "procesie lekarzy" zabrakło kilku znaczących nazwisk. Brakowało oczywiście najbardziej znanego zbrodniarza - dr Josef Mengele, Anioł Śmierci z Auschwitz, uciekł do Argentyny dzięki pomocy dostojnika Kościoła Katolickiego, biskupa Aloisa Hudala. Z tej samej pomocy skorzystali m.in. Adolf Eichmann (jeden z głównych architektów Endlösung, w 1960 r. uprowadzony z Argentyny dzięki akcji Mossadu, osądzony i stracony w Izraelu, w 1962 r.), Franz Stangl (komendant obozów zagłady Sobibór i Treblinka) czy Walter Rauff (konstruktor samobieżnych, samochodowych komór gazowych). Nawiasem mówiąc biskup Hudal aż do śmierci w 1963 r. bronił nazistów i wzywał do zaprzestania ich ścigania. Ale Mengele nie był bynajmniej jedynym znanym wysoko postawionym nazistowskim "naukowcem", który uniknął oskarżenia. Na ławie oskarżonych nie zasiadł na przykład dr Hubertus Strughold, jeden z głównych lekarzy Luftwaffe, oskarżany o prowadzenie eksperymentów na więźniach Dachau (m.in. testy nad efektami deprywacji tlenowej w komorze ciśnieniowej i operacje chirurgiczne bez znieczulenia) - choć znaleźli się na niej jego podwładni (m.in. dr Hermann Becker-Freyseng, skazany na 20 lat pozbawienia wolności). Także do niego jeszcze wrócimy.

Jest 8 września 1944 r. Nad Londynem rozlega się grom dźwiękowy, towarzyszący obiektowi przekraczającemu prędkość dzwięku. Chwilę później w Chiswick, w zachodnim Londynie rozlega się kolejna eksplozja. Są trzy ofiary śmiertelne. To efekt drugiego ataku (pierwszy miał miejsce tego samego dnia, nieco wcześniej, w Paryżu) z użyciem Vergeltungswaffe 2 - Broni Odwetowej nr 2 - rakiety balistycznej, znanej powszechnie jako V-2. Niedługo później w Epping, w hrabstwie Essex, spadnie trzecia rakieta, nie wyrządzając większych szkód. Do końca wojny wystrzelono nieco mniej niż 3200 rakiet, powodując śmierć ponad 9000 cywilów i żołnierzy (w samym Londynie zanotowano 1358 ataków, w wyniku których śmierć poniosło 2754 cywilów, a kolejnych 6523 zostało rannych). 

Testowe odpalenie V-2 z wyrzutni stacjonarnej w Peenemünde, lato 1943
źródło: Bundesarchiv

"Ojcem" V-2 jest Wernher von Braun, inżynier aeronautyk, naczelny architekt niemieckiego programu rakietowego. Od 1937 r. członek NSDAP, od 1940 r. - członek SS, w 1943 r. awansowany na SS-Sturmbannführera, dyrektor techniczny ośrodka badawczego w Peenemünde, na wyspie Uznam. Po zbombardowaniu ośrodka przez RAF 17 i 18 sierpnia 1943 r. (zachodni alianci otrzymali informacje o jego istnieniu i działalności od wywiadu Armii Krajowej) produkcję V-2 przeniesiono do podziemnego kompleksu Mittelwerk w Kohnstein. Głównym źródłem siły roboczej dla kompleksu był pobliski obóz koncentracyjny Mittelbau-Dora (niedaleko Nordhausen), początkowo podobóz KL Dachau, od 1944 r. - obóz samodzielny, z licznymi podobozami. Szacuje się, że z ok. 60 tyś więźniów Mittelbau-Dora zginęła jedna trzecia (z czego ok. 8 tyś w trakcie ewakuacji obozu w 1945 r.), głównie z powodu wyniszczającej pracy i fatalnych warunków bytowych (choć niektórych stracono za sabotaż, a innych - rozmyślnie zamordowano). Wedle relacji ocalałych z Mittelbau-Dora von Braun osobiście wybierał wieźniów w KL Dachau i wiedział o warunkach panujących w obozie, stanie wieźniów i działaniach SS. I nie zrobił nic. Aczkolwiek wedle własnej relacji von Brauna po jednym przypadku interwencji na rzecz lepszego traktowania więźniów SS zagroziło mu, że albo będzie pilnował własnych spraw, albo sam zostanie uwięziony. Konrad Dannenberg, członek jego zespołu, powiedział w wywiadzie dla Huntsville Times, że - w jego opinii - jakakolwiek próba protestu wobec brutalnego traktowania więźniów ze strony von Brauna mogłaby skończyć się wyłącznie jego natychmiastowym rozstrzelaniem. 

W marcu 1944 r. von Brauna faktycznie aresztowało Gestapo, pod zarzutem "siania defetyzmu" (w rzeczywistości naukowiec kilkakrotnie miał głośno skarżyć się na wstrzymanie badań nad podbojem kosmosu i wyrażać obawy o losy wojny; Reichsführer SS Heinrich Himmler - który postulował, żeby programem rakietowym kierował szef badań nad Wunderwaffe, SS-Obergruppenführer i generał Waffen-SS Hans Kammler (poźniej odpowiedzialny m.in. za masakry podczas ewakuacji Mittelbau-Dora) - oskarżył von Brauna o sabotowanie programu V-2). Po interwencji dotychczasowego głownodowodzącego programu V-2 generała dr Waltera Dornbergera naukowca zwolniono z aresztu. Dzięki protekcji Alberta Speera (główny archiktekt Hitlera, minister uzbrojenia i amunicji Rzeszy) Hitler przywrócił von Brauna do programu.

Wernher von Braun (w cywilnym ubraniu na pierwszym planie) i inni członkowie programu V-2
(pierwszy od lewej, częsciowo zasłonięty, generał dr Walter Dornberger), Peenemünde, 1941
źródło: Bundesarchiv

2 maja 1945 r. Wernher von Braun i jego brat Magnus (również inżynier rakietowy) poddali się Amerykanom z 44. Dywizji Piechoty na terytorium Austrii. Jako jedna z najważniejszych postaci niemieckiej nauki von Braun znajdował się na szczycie listy osób zakwalifikowanych do natychmiastowego przesłuchania przez amerykańskich ekspertów wojskowych. Został przewieziony do amerykańskiej strefy okupacyjnej i umieszczony w "Koszu na śmieci" (Dustbin), którym to kryptonimem Amerykanie oznaczyli Zamek Kransberg, gdzie przetrzymywano członków niemieckiej elity naukowej i finansowej. Niedługo potem von Braun został objęty tzw. Operacją Paperclip (Spinacz). 

Operacja Paperclip (wcześniej znana także jako Operacja Overcast) jest genialnym przykładem amerykańskiego bezdusznego pragmatyzmu. Oficjalnie ustanowiona jako "wsparcie dla skrócenia wojny japońskiej i wspomożenia powojennych wojskowych badań naukowych", polegała na przejęciu nazistowskich naukowców przez wojsko USA, zanim zrobią to Rosjanie (którzy prowadzili podobną w założeniach Operację Osoaviakhim) lub inni "sojusznicy". "Zarekrutowanych" naukowców sprowadzono następnie (tajnie i nieoficjalnie) do Stanów Zjednoczonych. Wielu z nich zrobiło potem wielkie kariery w USA - jak wspomniani wcześniej dr Kurt Blome (pracował przy programie broni chemicznej dla Armii USA), dr Hubertus Strughold ("Ojciec medycyny kosmicznej", szef Sekcji Medycyny Lotniczej NASA, pracował przy projektach Gemini i Apollo), a przede wszystkim Werhner von Braun (szef zespołu konstruktorów rakiety Saturn V, która wyniosła w kosmos m.in. misję Apollo 11). W wielu przypadkach przed opinią publiczną ukryto fakt, że sprowadzeni z Niemiec naukowcy mają na sumieniu zbrodnie przeciwko ludzkości (jak własnie Blome czy Strughold). Tylko jednego kiedykolwiek sądzono (Georg Rickhey, za współudział w - surprise, surprise - działalności Mittelbau-Dora i Mittelwerk), nikogo nie uznano winnym. Przez 50 lat NASA przyznawała Nagrodę Strugholda (Strughold Award), za osiągnięcia w dziedzinie medycyny lotniczej i kosmicznej - aż do grudnia 2012 r., kiedy w końcu ujawniono faktyczne "zasługi" "Ojca medycyny w kosmicznej" dla III Rzeszy (w październiku 2013 r. ogłoszono oficjalnie likwidację nagrody).

Puenty nie ma. Po więcej szczegółów zainteresowanych Szanownych P. T. Czytelników odsyłam do książki Annie Jacobsen Operacja Paperclip (wyd. polskie MUZA, Warszawa, 2015).

  Okładka polskiego wydania