piątek, 13 października 2017

Stranger Things...

...czyli wpis, który zapewne nosiłby tytuł Troll ogląda #13 Part IV - The Remake, gdyby nie to, że tym razem nie będzie poświęcony horrorom filmowym. A przynajmniej nie w całości i nie do końca.

Troll ogląda - Another, czyli horror epizodyczny
Bohaterem pierwszej części niniejszego wpisu jest horror o tyle nietypowy, że jest serialem. I do tego animowanym. Stop, uprasza się Szanownych P.T. Czytelników o niezamykanie przeglądarek! To naprawdę fajna produkcja. Mimo wszystkich wytartych klisz.

Another (jap. アナザー rom.: Anazā) jest adaptacją powieści Yukito Ayatsuji z 2009 r., wyprodukowaną w przez P.A.Works i wyemitowaną w sezonie zimowym (styczeń-marzec) 2012 r. Fabuła toczy się przede wszystkim w szkole (gdzieżby indziej...), do której uczęszcza główny bohater. Kōichi Sakakibara przeprowadził się do rodziny swojej matki: dziadków i ciotki - i jako transfer student (Argh! Cliches! They burn us!) dołącza do klasy 3-3 lokalnego gimnazjum. Jego uwagę przyciąga koleżanka z klasy, eteryczna Mei Misaki, nosząca opaskę na jednym oku (ugh...) i siedząca w ostatnim rzędzie pod oknem (no ileż można?!). Najdziwniejsze zaś jest, że wszyscy w klasie - włącznie z nauczycielem - zachowują się, jakby dziewczyna nie istniała.

Na wyjaśnienie przyczyny nietypowego zachowania klasy nie musimy czekać długo. Okazuje się, że na klasie 3-3 spoczywa klątwa. W kolejnych rocznikach uczniowie trafiający do tej klasy giną - po kilku w danym roku - w mniej lub bardziej spektakularnych wypadkach. Wypracowana metoda ochrony przed klątwą jest bardzo, bardzo japońska: oto jedną osobę z klasy 3-3 w danym roku metodą losowania uznaje się za nieistniejącą i nikt nie ma prawa się do niej odezwać. O dziwo - wydaje się, że metoda działa (a przynajmniej śmiertelność jest niższa). Szkoda tylko, że osoba odpowiedzialna za przestrzeganie zasad nie miała okazji powiedzieć o nich Kōichiemu.

Nasz bohater narusza tabu - i sam staje się wyrzutkiem. Niedługo potem klątwa znów uderza, jakby potwierdzając winę pary protagonistów. Kōichi postanawia odkryć prawdziwą przyczynę klątwy i sposób jej przełamania - zanim paranoja narastająca wśród uczniów klasy 3-3 znajdzie ujście w drastyczny sposób. Czy mu się to uda? Naprawdę polecam obejrzeć serial.

Opening by Ali Project
Creepy dolls...

Historia opowiedziana w Another jest bardzo krwawa i miejscami drastyczna w ukazanych szczegółach (parasol! nauczyciel!). Atmosfera pogłębiającej się paranoi wszystkich dookoła jest oddana bardzo celnie i wyraźnie. Towarzyszące Mei wszechobecne lalki i tajemnice wokół jej osoby bynajmniej nie pomagają. Idiotyczna, zdawałoby się (i ostatecznie nieskuteczna), metoda walki z klątwą - udawanie że problemu nie ma i niemówienie o nim - znajduje swoje uzasadnienie w miarę postępów w fabule. Eskalacja w finale może się wydawać przesadzona, ale jeśli się pamięta, że ten konkretny rok jest szczególnie intensywny, jeśli idzie o natężenie klątwy, to wydarzenia finału nie są już aż tak nieprawdopodobne.

Troll Another poleca - ale należy pamiętać, że troll ma zdecydowanie wysoką tolerancję dla anime (zwłaszcza dla wytartych klisz, których niestety jest tu całkiem sporo). Szanownym P.T. Czytelnikom z niższą tolerancją (na anime jako takie, lub na wytarte klisze) serial ten może nie przypaść do gustu. Zdarza się.

Gdybyście zaś chcieli sprawdzić inne animowane horrory to mogę polecić długaśną serię Higurashi no Naku Koro ni (o której już na tych łamach wspomniałem) - w sumie dość mocno do Another podobną, a także - bazujący na zupełnie innych motywach - film anime Perfect Blue (1997, reż. Satoshi Kon).

Troll czyta - Harry Angel/Falling Angel, czyli horror hybrydowy
Usiłowałem znaleźć takie tłumaczenie mixed genre, które będzie oddawać istotę terminu i jednocześnie pozbawione będzie naleciałości kynologicznych. Jak mi wyszło - widać.

Powieść Williama Hjortsberga z 1978 r. (tyt. oryginalny Falling Angel, w polskim tłumaczeniu jako Harry Angel) doprawia atmosferą grozy opowieść bazującą na klasycznym schemacie czarnego kryminału. Oto do prywatnego detektywa Harry'ego Angela, praktykującego w Nowym Jorku w latach 50. XX w. (nawiasem mówiąc akcja powieści rozpoczyna się w piątek, 13 marca 1958 r.), zgłasza się za pośrednictwem swojego adwokata ekscentryczny klient Louis Cyphre. Pan Cyphre poszukuje swojego dłużnika, niejakiego Johnny'go Favorite'a - przed Drugą Wojną cenionego śpiewaka swingowego, o którym od zakończenia wojny wszelki słuch przepadł. Nasz detektyw, po części dzięki perswazji, po częsci dzięki urokowi osobistemu - a po części siłą pięści i szantażem - podąża śladem zaginionego. Problem pojawia się, kiedy kolejne przesłuchiwane przez niego osoby giną w tajemniczych okolicznościach - jakby ktoś tropił samego tropiącego i zacierał wszelkie ślady. Spokoju Angelowi nie daje także wszechobecny motyw "spadającej gwiazdy" - czyli odwróconego pentagramu. Z czasem okultyzm wręcz wychodzi na pierwszy plan śledztwa.

Monsieur L. Cyphre - zero subtelności...

Czytając tę historię odczuwałem narastającą atmosferę zaszczucia, towarzyszącą detektywowi i jego rosnące niedowierzanie, że to się dzieje naprawdę, w miarę jak śledztwo prowadziło go w coraz dziwniejsze miejsca i zdarzenia. Finałowy twist fabuły można wprawdzie przewidzieć już wcześniej, ale podany jest on tak zgrabnie, że wybaczam książce jej przewidywalność. Zresztą każdy mniej więcej zorientowany w tematyce czytelnik zauważy, że Hjortsberg rozmyślnie podsuwa mu wszystkie tropy pod nos. Czystej grozy może nie ma tu za wiele (a ta, która jest, momentami jest aż nadmiernie jarmarczna), ale nastrojowego niepokoju z całą pewnością w niej nie brakuje.

Horror jako gatunek literacki średnio do mnie przemawia. Nie potrafię się bać czegoś, o czym czytam. Za to taka lektura stanowi świetną pożywkę dla wyobraźni w przypadku obcowania z horrorem w innych wydaniach (filmowych, growych) - zwłaszcza tam, gdzie straszy się samym nastrojem i atmosferą, w okresie zanim na ekran wejdzie potwór.

Taka ciekawostka na koniec tego fragmentu: ekranizację z 1987 r., w oryginale noszącą tytuł Angel Heart (reż. Alan Parker, wyst. m.in. Mickey Rourke, Robert De Niro i Lisa Bonet), w Polsce również dystrybuowano pod tytułem Harry Angel. Troll nie może nie podziwiać uporu tłumaczy, godnego o wiele lepszej sprawy (nawiasem mówiąc pierwsze polskie wydanie książki było późniejsze niż film - więc to autor przekładu literackiego kopiował autora przekładu kinowego). A sam film był całkiem, całkiem niezły.

Troll gra - Dead Space, czyli horror interaktywny
Wyprodukowana przez Visceral Games i wydana w 2008 r. przez EA produkcja spod znaku survival horror jest jedną z niewielu gier w tym gatunku, jakie troll ukończył.

Fabuła rozpoczyna się od przybycia głównego bohatera (inżynier Isaac Clarke - to jego postacią przyjdzie pokierować graczowi) i jego małego zespołu z misją ratunkową na pokład okrętu górniczego USG Ishimura, z którym utracono wszelki kontakt. W miarę postępów w grze poznajemy historię nieszczęsnej w skutkach wyprawy Ishimury na nie do końca zbadaną planetę, dowiadujemy się o poczynionym tam odkryciu i napotykamy to, co pozostało z jej załogi. Bo - z nielicznymi wyjątkami - nie są to już ludzie. Jakby tego było mało okazuje się, że jednym z członków załogi Ishimury jest ukochana naszego bohatera - cała sprawa ma więc wymiar osobisty.

Plasma cutter w działaniu

Od strony rozgrywki Dead Space jest third person shooterem, z całkiem sporą ilością zagadek i manipulowania obiektami. Statutus ikonicznego nabrała już podstawowa broń naszego inżyniera - piła plazmowa, której używamy nie do końca zgodnie z przeznaczeniem: obcinając kończyny napotkanym Nekromorphom (przemienione ofiary wirusa, który spustoszył pokład USG Ishimura) Fabułę gry w dużym stopniu poznajemy dzięki rozrzuconym po statku dziennikom audio i tekstowym oraz dziwnym wizjom naszego bohatera - wypada zatem nie śpieszyć się zbytnio i nie klikać od razu "Next" przy każdym odnalezionym wpisie. Także tempo akcji nie jest nazbyt pośpieszne (poza niektórymi momentami) - Isaac w swoim kombinezonie nie przemieszcza się zbyt szybko i zamiast uciekać musi raczej uważnie mierzyć do wrogów.

Dead Space odniosło umiarkowany sukces finansowy (do marca 2010 r. sprzedało się ponad 2 mln kopii) i o wiele większe uznanie wśród krytyków - na portalu metacritic.com zagregowana ocena wynosi od 86/100 (wersja PC) do 89/100 (wersja na konsolę XBOX360) punktów. Nic więc dziwnego, że powstał sequel (Dead Space 2, 2011), który spotkał się z jeszcze lepszym przyjęciem (2 miliony kopii rozeszło się w ciągu tygodnia od premiery! Oceny na metacritic.com są średnio o 1 punkt wyższe, niż w przypadku pierwowzoru). EA poszło za ciosem, ale - jak to niestety często bywa w przypadku tego wydawcy - przedobrzyło z chciwością. Dead Space 3 (2013) był już bardziej strzelanką (do tego z trybem co-op, niezbędnym do poznania części zawartości), niż survival horrorem, a do tego dotkniętą plagą mikrotransakcji (żeby zrobić broń potrzeba dodatkowych części; te można albo znaleźć w grze, albo kupić z brzęczącą gotówkę w sklepie EA...). Dość powiedzieć, że oceny krytyków były raczej mało entuzjastyczne (78/100 pkt. na wszystkich platformach na metacritic.com), a gra sprzedała się w nakładzie zaledwie 600 tys. egzemplarzy. Wprawdzie EA nadal nieśmiało pomrukiwało o kolejnym sequelu, ale nic w tym temacie się nie dzieje, a kolejna duża gra Visceral Games (Battlefield Hardline) też okazała się rozczarowaniem.

Z pewną dozą nieśmiałości muszę w tym miejscu wyznać, że ze wszystkich mediów, w jakich obecny jest horror jako gatunek, jedynie gry komputerowe faktycznie potrafią mnie przestraszyć. W opinii trolla wyższość tego medium bierze się ze wspomnianej wyżej interaktywności. Filmy czy książki odbiera się niejako biernie i to w dodatku "przefiltrowane", jako cudze przeżycia (no chyba że ktoś dysponuje stanowczo nadmiernie rozwiniętą empatią). Za to w wydarzeniach mających miejsce w grach uczestniczymy niejako aktywnie, pozostając w ich centrum (i żadna empatia nie jest już potrzebna). Z tejże przyczyny gry-horrory raczej rzadko goszczą na ekranie trollowego monitora.


Wypadałoby jeszcze na koniec wspomnieć kilka słów o serialu, który użyczył tytułu dzisiejszemu wpisowi (Szanowni P.T. Czytelnicy raczą wybaczyć click-baitowy tytuł). Wyprodukowany przez Netflix Stranger Things był zeszłorocznym telewizyjnym hitem. Osadzenie akcji w latach 80. okazało się strzałem w dziesiątkę (nostalgia mocno, a i wpływu takiego, a nie innego settingu na rozwiązania fabularne nie można nie docenić - np. brak wszechobecnych dziś telefonów komórkowych i co za tym idzie nieco bardziej rozluźniona kontrola rodziców nad poczynaniami dzieci, żeby wspomnieć tylko ten jeden motyw/zabieg). Innymi słowy - serial zrobił to samo, co tegoroczny It, ale zrobił to wcześniej i - nie bójmy się tego powiedzieć - lepiej. Świetna obsada (fenomenalni aktorzy dziecięcy - zwłaszcza Millie Bobby Brown i Finn Wolfhard, bardzo dobra powracająca z niebytu Winona Ryder), wciągająca fabuła, niezłe efekty specjalne. Już za dwa tygodnie premiera sezonu drugiego. Troll poleca.

Nostalgia mocno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz