Napisać książkę tak, żeby trzymać czytelnika w napięciu i niepewności od pierwszej do (niemal) ostatniej strony - to jest sztuka. Napisać piętnasty (sic!) tom cyklu tak, żeby zaskoczyć czytelnika czymś nowym - to też jest sztuka. Zdolniacha z tego Butchera.
Harry Dresden znów wpakował się w nielichą kabałę. Przyszło mu spłacać dług jego obecnej "chlebodawczyni" wobec ...własnego wroga (i jednego z większych drani w tym uniwersum). I albo w ciągu trzech dni, współpracując ze stadem szwarccharakterów, włamie się do silnie strzeżonego i solidnie zabezpieczonego skarbca (co zapewne przysporzy mu kolejnego potężnego wroga...), albo za trzy dni eksploduje mu głowa. Nie ma to jak stawiać przed bohaterem jasne i oczywiste wybory.
Skin Game mi się podobało - i to bardzo. Harry nauczył się wiele i to widać. Inni bohaterowie też się rozwijają (niektórzy nawet raptownie i w dość niespodziewanym kierunku). Akcja wartka, zwroty tejże zaskakujące. Humor na poziomie. Czyta się bardzo przyjemnie. I zakończenie nie jest cliffhangerem, w przeciwieństwie do poprzednich trzech tomów. Troll poleca (i już z niecierpliwością czeka na Peace Talks).
Jim Butcher, Skin Game, wyd. ROC 2014, 454 s.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz