niedziela, 7 kwietnia 2019

Troll ogląda #31 - Introspektywa

Na okoliczność podwójnego jubileuszu - to jest post nr 150, a ponadto blogowi niedawno stuknęło 20 tys. wejść - postanowiłem zrobić coś strasznego. Jednakowoż zamiast opowiadać dowcip (ten o Gąsce Balbince, jakby ktoś miał wątpliwości) zafunduję Szanownym P.T. Czytelnikom wgląd w głąb trollowego jestestwa. Z góry uprzedzam, że nie refunduję kosztów leczenia.

Gdyby ktoś zapytał mnie, jaki jest mój ulubiony film - nie będę miał żadnych problemów z odpowiedzią. Gdyby kazano mi wymienić trzy ulubione filmy - po dłuższym zastanowieniu podołałbym zadaniu. Ale ustalenie listy dziesięciu moich ulubionych filmów... to już była wielogodzinna męka. Pocierpcie zatem ze mną. Oto pierwsza trollowa dziesiątka filmowa, crème de la crème kinematografii oraz ukochane dzieci dziesiątej muzy. A także jeden czy dwa niewypały.

1. 12 Angry Men/Dwunastu gniewnych ludzi (USA, 1957)

Czarno-biały dramat sądowy w reżyserii Sidneya Lumeta, dla którego były to jednocześnie reżyserski debiut i pierwsza nominacja do Oscara. Co powstanie, jeśli w niewielkiej przestrzeni zamknie się 12 aktorów z Henrym Fondą na czele i każe im odegrać role sędziów przysięgłych w sprawie o morderstwo? Arcydzieło i legenda kina. Film nakręcono w zaledwie 19 dni, z użyciem genialnych w swej prostocie zabiegów wizualnych (szeroki-wąski kąt obiektywu, ujęcia "od dołu"), dających efekt coraz bardziej dusznej i napiętej atmosfery, panującej w sali obrad. Mój ukochany film. 



Troll w ogóle lubi dramaty sądowe. Inne lubiane i polecane tytuły: A Time to Kill/Czas zabijania (1996), Inherit the Wind/Kto sieje wiatr (1960), To Kill a Mockingbird/Zabić drozda (1962).

2. Casablanca (USA, 1942)

Najstarszy film na tej liście, kopalnia genialnych cytatów, propagandowe filmidło, które zostało jednym z najsłynniejszych melodramatów w historii kina. Międzynarodowa obsada, złożona po części z aktorów, którzy uciekli przed nazistami z Europy, a w rolach głównych: grający po raz pierwszy w swej karierze amanta Humphrey Bogart (do tej pory grywał głównie twardzieli i bandytów) i prześliczna Ingrid Bergman (w opinii trolla jedna z najpiękniejszych kobiet świata, ever). Za kamerą Michael Curtiz (reżyser m.in. Captain Blood/Kapitan Blood z 1935 r., za Casablance zgarnął Oscara). Troll uwielbia ten film za cięte monologi i dialogi (zwłaszcza te pomiędzy Bogartem a Claudem Rainsem) oraz Ingrid Bergman. 



Troll lubi Humphreya Bogarta. Inne polecane filmy z jego udziałem: The Maltese Falcon/Sokół maltański (1941), The Big Sleep/Wielki sen (1946, wystąpił tu z ówczesną żoną Lauren Bacall), kolejna wojenna propagandówka - Action in the North Atlantic/Konwój (1942) oraz Sabrina (1954, w którym partneruje mu najpiękniejsza kobieta świata - Audrey Hepburn).

3. Singin' in the Rain/Deszczowa piosenka (USA, 1952)

Film, który widziałem najwięcej razy spośród wszystkich tu wymienianych (dokładnej liczby podać nie jestem w stanie, ale z pewnością kilkanaście razy). Film, na którym uczyłem się angielskiego (tylko raz widziałem go po polsku, wszystkie kolejne seanse były już po wyłącznie po angielsku). Mój ukochany musical. 



O niektórych innych lubianych musicalach już wspominałem na blogu. Z niewymienionych wcześniej wypada wspomnieć Flashdance (1983) i Footloose (1984), które wprawdzie są bardziej taneczne niż śpiewane, ale też są fajne.

4. Potop/The Deluge (Polska, 1974)

Pod względem liczby zaliczonych seansów Potop ustępuje tylko Deszczowej piosence. Odmawiam przyjęcia do wiadomości, że istnieje jakakolwiek inna wersja tego filmu, niż oryginalna dwuczęściowa, trwająca ponad 5 godzin (316 minut). Nie godzi się, mości panowie! Ponieważ na YT nie idzie znaleźć zwiastuna Potopu w przyzwoitej jakości - Waszmościowie Czytelnicy pozwolą, że uraczę Was pojedynkiem urodzonego Michała Jerzego Wołodyjowskiego z urodzonym Andrzejem Kmicicem.


Dobrego kina historyczno-kostiumowego nakręcili Polacy całkiem sporo. O czym była już tu mowa. I jeszcze będzie.

5. Rękopis znaleziony w Saragossie/The Saragossa Manuscript (Polska, 1965)

Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Polski film, na podstawie francuskojęzycznej powieści polskiego autora, ukochany przez amerykańskich kinomanów i twórców kina, odrestaurowany i udostępniony szerokiej publiczności (na VHS i DVD) za amerykańskie pieniądze. Pomieszanie z poplątaniem. Misterna konstrukcja szkatułkowa scenariusza, plejada gwiazd polskiego kina, świetne czarno-białe zdjęcia i muzyka Krzysztofa Pendereckiego. Pełen odjazd, moi drodzy. Zdecydowanie polecam. Zamiast fragmentu filmu - dokument o jego powstawaniu.



Spośród świetnych polskich filmów kostiumowych wypada jeszcze wymienić Krzyżaków (1960) i Matkę Joannę od Aniołów (1961).

6. Shichinin no samurai/Siedmiu samurajów (1954)

Troll lubi japońszczyznę. Japońskie komiksy, japońską animację, japońską muzykę (tradycyjną i popularną), a ostatnio także japońską literaturę popularną. A także japońskie kino - a przynajmniej niektóre filmy. Na pierwszym miejscu jest zaś ten ponadtrzygodzinny fresk Akiry Kurosawy o grupie roninów broniących wieśniaków przed bandytami, za miskę ryżu. Film narobił na świecie sporo szumu - był głośny do tego stopnia, że Amerykanie zrobili swoją wersję. Na Dzikim Zachodzie. Dwa razy (ale o tym drugim im ciszej, tym lepiej).



Inne polecane (fabularne) filmy japońskie: Kumonosu-jō/Tron we krwi (1957), Yojimbo/Straż przyboczna (1961) i Ran (1985) Kurosawy oraz Gojira/Godzilla (1954) Ishiro Hondy.

7. Il buono, il brutto, il cattivo/Dobry, zły i brzydki (Włochy/Hiszpania, 1966)

A skoro już mowa o Dzikim Zachodzie... Ale tym bliższym, smakującym spaghetti. Sergio Leone zrobił kawał dobrej roboty dla popularyzacji westernu (oraz kariery Clinta Eastwooda). A Ennio Morricone zrobił kawał dobrej roboty pisząc muzykę do tego - i innych filmów Leone. Szanowni P.T. Czytelnicy zechcą obejrzeć razem ze mną jeden z najlepszych filmowych pojedynków ever.



Generalnie lubię westerny. Na liście ulubionych jest m.in. inny film S. Leone -  Per un pugno di dollari/Za garść dolarów (1964), inny film z C. Eastwoodem - Pale Rider/Niesamowity jeździec (1985) i dwa neo-westerny Quentina Tarantino - Django Unchained/Django (2012, który nawiasem mówiąc nawiązuje do innego spaghetti westernu) i The Hateful Eight/Nienawistna ósemka (2015).

8. Life of Brian/Żywot Briana (Wielka Brytania, 1979)

Wbrew obiegowej opinii to nie jest satyra na Jeszuę ben Josefa zwanego Xristosem czy jego nauki, ale ironiczna opowieść o jego rówieśniku, Brianie Cohenie i perypetiach tegoż z rzymskimi okupantami Judei. Oraz o głupocie, której źródłem jest fanatyzm. Temat bardzo bliski trollowemu sercu...



Generalnie cała filmografia Monty Pythona rządzi. W tym także groteskowy Jabberwocky (1977). Troll poleca.

9. Indiana Jones and the Raiders of the Lost Ark/Poszukiwacze zaginionej arki (USA, 1981)

Jeszcze jeden film z motywami biblijnymi. Ale tym razem potraktowanymi serio, choć sam obraz jest klasyką kina przygodowego, a i humoru w nim nie brakuje. Klasyka "Kina Nowej Przygody", pierwsza z trzech historii o archeologu-awanturniku (nie było, nie ma i nie potrzeba części czwartej...) brawurowo zagranym przez znajdującego się akurat po sukcesie Gwiezdnych wojen na fali wznoszącej Harissona Forda (za chwilę wystapi w równie kultowym Blade Runnerze). Czysta rozrywka w najlepszym stylu. I świetna muzyka Johna Williamsa. Także oglądany wielokrotnie.



Troll ma się rozumieć poleca także pozostałe dwa filmy z trylogii. Oraz King Solomon's Mines/Kopalnie króla Salomona (ekranizacje z 1950 i 1985 r.).

10. Conan the Barbarian/Conan barbarzyńca (USA, 1982)

Najnowszy film na tej liście jest jednocześnie największą moją guilty pleasure. To nie jest dobry film. Ani scenariusz, ani reżyseria, ani aktorstwo nie są wybitne. Na mocny plus wyróżnia się za to muzyka Basila Poledourisa. Ale ja ten film lubię za samą postać Conana, do której - jak Szanowni P.T. Czytelnicy mieli już wielokrotnie okazję się przekonać - troll ma straszną słabość. Pozostałe filmy o Conanie są jeszcze gorsze. Może zapowiadany serial będzie lepszy, choć nie mam szczególnych nadziei.



Jakby ktoś chciał obejrzeć dobry film fantasy, to zostaje mu właściwie tylko Lord of the Rings/Władca pierścieni (2001-2003). A jeśli rzeczony ktoś toleruje nieco słabsze produkcje, to polecam Willow (1988), Excalibur (1981), Highlandera/Nieśmiertelnego (1986) i The Princess Bride/Narzeczoną dla księcia (1987).

Podsumowując: na liście moich ulubionych filmów znalazło się 5 filmów z USA, 2 polskie i po jednym japońskim, brytyjskim i włosko-hiszpańskim. Najstarszy film z listy powstał w 1942 r, najnowszy - w 1982 r. Dzieli je zatem równo 40 lat. Najwięcej filmów postało w latach 50. (trzy), po dwa - w latach 60., 70. i 80. Wniosek: troll jest starym pierdzielem, lubiącym starocie. Przy wpisach poświęconych ulubionym książkom, komiksom, animacjom, grom i muzyce powinno być nieco lepiej. Co nie znaczy, że takowe powstaną.

Ale stay tuned.