niedziela, 14 lutego 2021

Troll gra #36 - Valhalla, I am coming

Ah-ah, ah!
Ah-ah, ah!
- okrzyki podekscytowanego/zachwyconego trolla.

Uwielbiam rozpoczynać gry. Poznawać nowe mechaniki. Uczyć się nowych umiejętności. Rozwijać drzewka technologii. A nade wszystko uwielbiam niezbadane mapy, czekające na odkrycie, zwiedzenie i/lub podbicie. Stąd moja niesłabnąca miłość do gatunku 4X, stąd równie wielka namiętność do cRPG. Szczególnym rodzajem miłości darzę zaś wszelkiego rodzaju losowe generatory map, zapewniające, iż każda nowa przygoda w danym świecie będzie unikalna.

Gatunek "open world survival crafting game" wywołuje u mnie mieszane uczucia. Niektórych jego przedstawicieli darzę pewną estymą (jak wspominane już na blogu Terraria czy Don't Starve), innych serdecznie nie trawię (Rust), pozostałych zaś (zdecydowaną większość) zazwyczaj radośnie ignoruję. Aczkolwiek od czasu do czasu nachodzi mnie chęć sprawdzenia czegoś nowego. Tak było z Conan: Exiles przy którym ostatecznie spędziłem ponad 300h, tak było z - otrzymanymi za darmo - Subnauticą czy The Long Dark, od których mniej lub bardziej boleśnie się odbiłem. I tak było z bohaterem niniejszego wpisu. Przy którym na razie spędziłem 40+ godzin, ale liczę na wiele więcej.

We come from the land of the ice and snow
From the midnight sun where the hot springs flow
The hammer of the gods

Trailer

Valheim jest debiutancką produkcją szwedzkiego studia Iron Gate AB, wydaną 02.02.2021r. na Steamie przez Coffee Stain Publishing (marka stojąca m.in. za bardzo dobrze przyjętymi Goat Simulator czy Deep Rock Galactic). Od razu zaznaczmy, że wydaną na razie w formie tzw. wczesnego dostępu (Early Access). Zazwyczaj stanowi to ostrzeżenie (gry we wczesnym dostępie "lubią" być niedopracowane, niedokończone i ogólnie crapowate), jednak tym razem jest zupełnie inaczej. O czym w ciągu tygodnia przekonała się oszałamiająca nieco liczba ponad miliona nabywców.

Valheim jest, oczywiście, open world survival crafting game. Żeby wybić się na nasyconym rynku musiał więc zaproponować coś nowego. Ark: Survival Evolved ma dinozaury, Don't Starve Together steampunk i świetną oprawę graficzną, Rust griefing 24/7 itd. Valheim ma mitologiczny sos nordyckich wierzeń i Wikingów. I proceduralnie generowane światy. I zachwycającą oprawę graficzną, pomimo mało szczegółowych modeli i rozpikselowanych tekstur.

A przede wszystkim Valheim ma wyzierające z każdego kąta przywiązanie do szczegółu i miłość twórców. Kiedy moja postać udusiła się w dymie z paleniska w domu pozbawionym komina nie wiedziałem czy kląć, czy bić brawo. Kiedy postać kolegi zabiło upadające drzewo nie wiedziałem czy śmiać się, czy wznosić modły dziękczynne do Odyna. Dla Polaków w szczegółach często tkwi diabeł. Dla Szwedów z Iron Gate AB w szczegółach ewidentnie tkwi dzika frajda i pokłady kreatywności.

Z założenia Valheim przeznaczony jest do rozgrywki PvE (gracze kontra środowisko), dla 1 do 10 graczy. Z założenia nie ma tu otwartych, publicznych serwerów - każdy uruchamia własną grę. Przy czym nic nie stoi na przeszkodzie by w każdej chwili udostępnić swoją rozgrywkę znajomym lub przeskoczyć własną postacią do gry znajomego. PvP (gracz kontra gracz) jest bardzo ograniczone i całkowicie dobrowolne. Osobiście wychwalam to założenie pod niebiosa.

Jak w każdej znanej mi tego gatunku produkcji rozpoczynamy rozgrywkę niemal goli i z prawie pustymi kieszeniami. I z pustym umysłem. Trafiliśmy do tego świata - swoistego czyśćca dla Wikingów - prosto z pobojowisk Midgardu, za sprawą wybierającej poległych walkirii. Naszą misją, o której dowiadujemy się od kruka Hugina (choć zdaniem trollowych znajomych wygląda on raczej jak pingwin), jest pokonanie pięciu Porzuconych, dawnych wrogów Odyna, którzy urośli w siłę na zesłaniu do Valheimu. Kiedy zawiesimy ostatnie trofeum na ofiarnym menhirze w nagrodę czeka nas Valhalla. 

W ten sposób twórcy już na wstępie ukierunkowali nasze wysiłki: mamy jakiś cel, poza ogólnie rozumianym "przeżyciem". Nawet jeśli ten cel to zwykłe "kill more bosses", to lepsza taka fabuła niż żadna. W dodatku w prosty i niewymagający rewolucji sposób można grę rozbudować o nową zawartość - przez dodanie nowych Porzuconych do listy. W rezultacie główna część rozgrywki to odnalezienie danego bossa, przygotowanie się do walki z nim i ostateczne go pokonanie. Co otworzy drogę do poszukiwań kolejnego niemilca. A zdecydowanie jest gdzie szukać.

Will drive our ships to new lands
To fight the horde, sing and cry
Valhalla, I am coming

Przykładowa mapa. 20km średnicy.

Jako się rzekło na wstępie, najukochańszą moją aktywnością jest eksploracja. Oferując gigantyczny, losowo generowany świat, twórcy zaspokoili mnie z naddatkiem. W dodatku nie muszę go przemierzać wyłącznie na własnych zadnich łapach - na poszczególnych szczeblach rozwoju w moje ręce oddano coraz to lepsze jednostki pływające, od prostych tratw po prawdziwe drakkary. Sterowanie łódkami jest jednocześnie proste - WSAD - i wciągające - z powodu zmieniającego się wiatru trzeba np. nauczyć się halsować. 

Do zwiedzenia jest - na razie - kilka biomów, różniących się ogólnym klimatem, a także poziomem zabójczości lokalnej fauny (i flory - przypominam o lubiących przygniatać Wikingów drzewach...). Zaczynamy na relatywnie mało niebezpiecznych łąkach (Meadows), ale bardzo łatwo jest nieuważnie zapędzić się np. do czarnego lasu (Black forest) czy - ratuj się kto może - na bagna (Swamp). W każdym z tych miejsc czekają naprawdę niebezpieczni dla początkującego Wikinga przeciwnicy. Po czarnym lesie kręcą się wielkie trolle, a na bagnach pełno trującego tałatajstwa z wielkimi pijawkami na czele.

Pusty początkowo umysł bardzo prosto jest zapełnić receptami na nową broń, narzędzia itd. Właściwie wystarczy cokolwiek podnieść, żeby w menu craftingu pojawiły się recepty związane z daną znajdźką. Wg lore gry po prostu przypominamy sobie rzeczy znane z naszego życia w Midgardzie. Ważną informacją dla początkujących będzie, że poszczególni bossowie po pokonaniu dają dostęp do wyższych poziomów rozwoju cywilizacyjnego. Np. pokonanie pierwszego z nich zapewni możliwość obróbki brązu. Dzięki temu rozwój technologiczny jest jednoznacznie powiązany z postępami w grze i mamy pewność, że kolejnych Porzuconych jest po co likwidować.

Can whisper tales of gore
Of how we calmed the tides of war
We are your overlords

Fightin' the troll!

Valheim opiera się nie na poziomach doświadczenia, a na umiejętnościach postaci. Te zaś rozwija się przez używanie. Chcesz lepiej - szybciej i zużywając mniej staminy - biegać? Biegaj więcej, rozwijając stosowną umiejętność. Skacz. Pływaj (choć raczej ostrożnie i przy brzegu). Ścinaj drzewa. Walcz danym rodzajem broni. Wszystko wpływa na rozwój naszego Wikinga. Podstawowymi parametrami postaci są - poza wspomnianymi umiejętnościami - punkty zdrowia (health) i wytrzymałości (stamina). Bazowo tych punktów jest niewiele, a ponieważ nie zdobywamy poziomów - nie rosną one w miarę postępów w grze. Jak zatem zwiększyć ich wartość, by pierwszy atak nie był jednocześnie ostatnim? Oczywiście, jedząc. I pijąc miodek (w końcu Wikingowie, nie?).

Jednym z najmniej interesujących (przynajmniej dla trolla) we wszystkich survivalach zajęć jest - nieco paradoksalnie - utrzymywanie postaci przy życiu. Mierniki głodu, pragnienia, zimna itd. nieubłaganie dążą do wartości zagrażających przetrwaniu. Stałe utrzymywanie ich na sensownym poziomie może sprawić, że na frajdę z rozgrywki zabraknie miejsca. Tymczasem Valheim stawia ten problem na głowie. Nie umrzesz tu z głodu, jednakże najedzony masz większe szanse nie umrzeć podczas ataku jednego z licznych wrogów. Nieco mniejsze. W rezultacie niejako bez poganiania ze strony gry dbasz o to, by twa postać pozostawała nafutrowana po uszy. Oczywiście im jedzenie trudniejsze do zdobycia, tym większe z niego korzyści. I kolejny detal - ruszt do pieczenia mięsa rozstawia się nad paleniskiem i trzeba pamiętać by na czas go opróżnić - inaczej jedzenie spali się na węgiel. Dosłownie.

Budowanie - zwłaszcza na początku - nie oszałamia bogactwem możliwości. Drewno na ściany i strzecha na dach. Z czasem oczywiście pojawi się obróbka kamienia, ale - ponownie - wymaga to podniesienia poziomu technologicznego przez zdemolowanie właściwego bossa. Sama mechanika budowania jest dość prosta, o ile pamiętać o podporach we właściwym miejscu. Czasem wyczucie miejsc łączenia poszczególnych elementów będzie sprawiać trudności, ale po nabraniu wprawy doceniłem ten system za jego prostotę. Ciekawostka: większość obiektów pozostawiona na otwartej przestrzeni z czasem - na skutek opadów - traci na wytrzymałości. Na szczęście prosto i bez zużycia zasobów można przywrócić im pełnię funkcjonalności. Wystarczy walnąć młotkiem.

Darmowe naprawianie dotyczy też niemal wszystkich wytworzonych przez nas przedmiotów, o ile rozwinęliśmy na odpowiedni poziom dany warsztat - przez dobudowanie odpowiednich udogodnień (np. kloc do rąbania drewna ulepsza podstawowy warsztat, kowadło - kuźnię itd.) Proste, funkcjonalne, organiczne niejako. Ulepszone warsztaty pozwalają zaś na ulepszanie przedmiotów i produkcję nowych ich rodzajów. Tu ciekawostka: wytworzone narzędzia - np. topory - mogą swobodnie posłużyć za broń. A bronią (np. mieczami) od biedy można też ścinać mniejsze drzewa. Niby drobiazg, ale jest w tym kolejny swoisty przebłysk geniuszu.

Zbliżając się do końca mojego peanu na cześć Valheima muszę wspomnieć o kwestii dla niektórych kontrowersyjnej: o grafice. Twórcy celowo wybrali niezbyt szczegółowe modele i tekstury w niskiej rozdzielczości - przywołujące na myśl wczesne lata 2000 i erę dominacji PS2 (dzięki czemu gra zajmuje tylko 1 GB i chodzi przyzwoicie na niezbyt mocnym sprzęcie). Ale jednocześnie postawili na efekty świetle i pogodowe - a te są zachwycające i na najwyższym poziomie. Szczególną miłość żywię zaś do lasów Valheima. Są gęste, mroczne (nomen omen czarny las) lub wprost przeciwnie pełne światła (zalesione fragmenty łąk), prześlicznie wykreowane. Nieruchome screenshoty nie oddają w pełni nastroju tej produkcji, polecam obejrzeć film ...lub zagrać samemu.

Muzyka jest niezła, choć z czasem nieco powtarzalna. Sielska, dobrze ilustrująca nastrój gry. Ponieważ to szwedzka produkcja nie powinno dziwić, iż w walkach z bossami odzywa się metalowym brzmieniem gitara elektryczna.

On we sweep with threshing oar
Our only goal will be the western shore

Mam nadzieję, iż udało mi się namówić kogoś z Szanownych P.T. Czytelników do zagrania w Valheima. Moim nieskromnym zdaniem - bardzo warto. Gra, jako się rzekło, do nabycia na Steamie, za ok. 72 PLN (równowartość 20 USD). Troll poleca. 

W tekście wykorzystano fragmenty Immigrant Song autorstwa zespołu Led Zeppelin. Tak mnie się skojarzyło.