niedziela, 22 września 2013

Troll ogląda #1 - Hej, kto szlachta - za Ramzesem! Hajda na Saragossę!

Czyli w krótkich słowach o starym dobrym polskim kinie kostiumowym. Traf chciał, że wszystkie wspomniane w tym wpisie dzieła są ekranizacjami. Ich literackich pierwowzorów troll albo nie czytał wcale, albo czytał raz - dawno temu, albo praktycznie zna na pamięć. Kolejność chronologiczna.

Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Nepomucena Potockiego, napisanego na przełomie XVIII i XIX w. po francusku, troll nie czytał. Nie przeszkadza mu to jednak w rozkoszowaniu się filmem Wojciecha Jerzego Hasa z 1965 r. (nawiasem mówiąc: troll ma wydanie angielskie, z brytyjskiego Amazona. Bo w Polsce nabyć żadnego filmu Hasa dłuższy czas się nie dało).

Troll czytał Baśnie z Tysiąca i Jednej Nocy i konstrukcja szkatułkowa, w której opowieści wywodzą się jedna z drugiej, jest mu znana i bliska. Podróż kapitana gwardii walońskiej Alfonsa van Worden (Zbigniew Cybulski) do Madrytu, przez góry Sierra Morena (“strome to pasmo, które oddziela Andaluzję od Manczy”), obfituje w karkołomnie nieraz poprzeplatane opowieści, opowiadane czy to przez samego bohatera, czy też przez napotkane przez niego postacie. A spotyka istną galerię indywiduów: dwie mauretańskie księżniczki (Iga Cembrzyńska i Joanna Jędryka), opętanego Pacheco (Franciszek Pieczka), ofiarę miłości do siostry swej macochy (Barbara Krafftówna), pięknej Inezilii (Pola Raksa), którym opiekuje się mieszkający w górach pustelnik (czy aby na pewno pustelnik?), kabalistę Pedro Uzedę i jego siostrę Rebekę (Beata Tyszkiewicz), matematyka Pedro Velazqueza (Gustaw Holoubek), wodza Cyganów - Avadoro (Leon Niemczyk), zbójców, wisielców, pachołków Inkwizycji…
Poprzez opowieści don Avadoro poznajemy także rozbrajająco zabawne losy kawalera Toledo (Bogumił Kobiela), perypetie młodego Lopeza Soaresa, nieszczęśliwie zakochanego w pięknej Inez Moro, przypadki natrętnego Roque Busquerosa (Zdzisław Maklakiewicz), pętającego się po wszystkich prawie opowieściach oraz wyczyny kochliwej Frasquetty (Elżbieta Czyżewska).

Konstrukcyjnie film genialny. Szczególnie w drugiej części, kiedy to wątki poprzeplatane sa tak misternie, że chronologia staje na głowie. Jura krakowsko-częstochowska udanie gra rolę andaluzyjskiego pasma, kostiumy i dekoracje pięknie się z nią komponują. Wymienieni wyżej wspinają się na wyżyny aktorstwa. Sceny humorystyczne - pojedynki ojca van Wordena, opowiedziana z różnych POV burzliwa noc (“Czy zginąłeś? Zginąłem!”), przyczyna kłótni domu kupieckiego Gaspara Soaresa z domem bankierskim Moro - sasiadują z groteskowo-makabrycznymi - wyczyny Inkwizycji i wielokrotna pobudka pod szubienicą. Troll poleca.



Faraona Bolesława Prusa troll czytał, bo kazali. Ale czytał z niekłamaną przyjemnością - zdecydowanie woli go od Lalki i reszty twórczości Prusa (wyjmijcie Anielkę w kamizelce z antkowego pieca…). Film Jerzego Kawalerowicza z 1966 r. także lubi.

Faraon to historia o władzy. O tym jak się ją zdobywa (tradycyjnie, pieniędzmi), jak utrzymuje (pieniędzmi) i jak traci (brakiem pieniędzy. I przez kobiety). Faraon to historia o tym, jak kapłańska międzynarodówka w imię zachowania przywilejów (i pieniędzy) obala młodego i zapalczywego faraona (niby mówi się o tym, że Egipt jest słaby i wszczęcie wojny z Asyrią go zniszczy. Tylko, że mówi to naczelny szpieg i doradca króla Asyrii. A kapłani Egiptu czynią wszystko, żeby uczynić go jeszcze słabszym). O tym, że najwygodniej włada się zabobonnymi głupcami. Jakoś tak strasznie współczesna ta historia.

Film kręcono w egzotycznych plenerach (Buchara - sceny pustynne, Luksor, Giza), z oszczędnymi ale wysmakowanymi dekoracjami i kostiumami. Zdecydowanym atutem jest tytułowa kreacja Jerzego Zelnika (i cycki zjawiskowo pięknej Barbary Brylskiej, a co!). A rozmowa Hirama z Dagonem śmieszy do łez. Troll poleca, po raz wtóry.



Troll uwielbia Potop. Książkę Henryka Sienkiewicza czytał razy 7 - i to nie jest jego ostatnie słowo. Film oglądał zaś tyle razy, że policzyć nie idzie. Akurat nadarzyła się okazja obejrzeć po raz kolejny - pod mostem zjawiła się przyjaciółka trolla, z taką samą szajbą na punkcie Potopu. Albo i większą. O fabule rozwodzić się szczególnie nie będziemy - wszyscy bowiem znają (kto nie zna - niech się wstydzi i migiem pod swój kamień, nadrabiać zaległości). Porozwodzimy się nad samym filmem.

Rok 1974 to był dobry rok - dla polskiego kina. Jerzy Hoffman nakręcił był film-legendę. 5 bitych godzin porywającej opowieści o dolach i niedolach Andrzeja Kmicica, chorążego orszańskiego, i Oleńki Billewiczówny, łowczanki upickiej, rzuconych w najgorszy dla Rzeczypospolitej czas - Potopu szwedzkiego. Plejada gwiazd polskiego kina. Rozmach w każdym detalu. I tysiąc słoni.

Hoffman miał to szczęście, że mógł przebierać w świetnych aktorach. Tadeusz Łomnicki (Wołodyjowski), Daniel Olbrychski (Kmicic), Władysław Hańcza (Janusz Radziwiłł), Kazimierz Wichniarz (Zagłoba), Leszek Teleszyński (Bogusław Radziwiłł), Krzysztof Kowalewski (Roch Kowalski), Wiesław Gołas (Czarniecki), Leon Niemczyk (Karol X Gustaw), Franciszek Pieczka (stary Kiemlicz) - każdy z nich stworzył kreację, którą pamięta się choćby za tę jedną, konkretną scenę. Co by nie powiedzieć o Sienkiewiczu - umiał pisać barwnie i zajmująco. Cytatami mógłbym zapełnić osobny wpis, tu rzucę tylko kilka - najprzedniejszych. “Ociec, prać?”. “Mów mi - wuju!”. “Ja jestem Roch Kowalski, a to jest pani Kowalska!”. “Jam to, nie chwaląc się, sprawił”. “Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma!”. “Pułkownika będą chować, to i niebo płacze” (a nie, to akurat Hoffman - u Sienkiewicza w scenie pojedynku jest już ciemno i postronni przyświecają - a Wołodyjowski i Kmicic żartują z konduktu). “Kończ waść, wstydu oszczędź!”. “Jędruś, ran twoich nie godnam całować!”. “Prywatnemu, nie posłowi!”.  

Faktem jest też, że Oleńka w wykonaniu Małgorzaty Braunek była blada i nieciekawa. Ale jaka miała być, jeśli taką ją Sienkiewicz w pierwowzorze przedstawił? Sienkiewiczowi udała się jedna postać żeńska - Jagienka z Krzyżaków. Reszta - może z wyjątkiem pominiętej przez Hoffmana (razem z całym wątkiem zamojskim, ofiarowywaniem królowi szwedzkiemu Niderlandów i jedną zabitą świnią) nieszczęsnej Anusi Borzobohatej-Krasieńskiej - jedna w drugą mimozy i lelije.

Tradycyjnie - piękne kostiumy i dekoracje. Jakoś już tak było, że w czasach powszechnych braków pomysłem nadrabiano niedostatek (grupka dzieci ciągnąca “kolubrynę” na ten przykład patrz). Troll po raz trzeci dziś poleca.



Podsumowując: za komuny jakoś te filmy kostiumowe były lepsze. Niby teraz jest technika, są pieniądze… ale ci sami reżyserzy płodzą obecnie takie gnioty, że aż się wierzyć nie chce, że to oni (Quo Vadis Kawalerowicza, 1920 Bitwa Warszawska 3D Hoffmana). Ach, gdzież są niegdysiejsze śniegi...

A w ramach bonusu utwór Jacka Kaczmarskiego przepięknie streszczający środkową część Trylogii:


3 komentarze:

  1. No i "Przecież nie zginie Ojczyzna! Za 2 tygodnie". Warchoł w oczach zmienia skórę ;) No cóż, ja nie wiem skąd Ty bierzesz ludzi do oglądania takich staroci, ale.. lubię to :) Cieszę się, że wena na ten wpis przyszła (bo to kapryśna suka jest).

    OdpowiedzUsuń
  2. Cenie takze te filmy historią owiane, a jednak jest to jedynie nostalgia bez wznioslych przezyc estetycznych, ktore jako nowosc od niedawna zachcialo mi sie od filmu wymagac - jako haracz za czas mu poswiecony.
    Pozdrawiam -)
    m.

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta K - skąd biorę? Sami się rodzą. I oby jak najdłużej.
    Marta P - no ja bardzo przepraszam, ale jak "Rękopis..." nie dostarcza doznań estetycznych, to my chyba różne filmy oglądaliśmy. Zresztą, od przeżyć natury estetycznej wolę przeżycia natury intelektualnej. A z tym im nowszy film, tym niestety z reguły gorzej.

    OdpowiedzUsuń