Flashback: zamierzchłe lata 90. XX w. Młody troll, przy współudziale młodszego brata i przyjaciół z podwórka, spędza popołudnie na podłodze dużego pokoju (dziś powiedzielibyśmy "living roomu"), w towarzystwie kilku plansz, kostek, pionków i setek kart. Trup ściele się gęsto, świnie podkładane są raz po raz, co i rusz rozlega się zew rules-lawyera ("W zasadach napisali inaczej!") i tradycyjna odpowiedź ("Zamknij się! Głupi jesteś i na niczym się nie znasz!") oraz szatańskie śmiechy/jęki zawodu po każdym rzucie kostką. Znaczy, chłopaki grają w Magię i Miecz z przyległościami.
Polskie wydania klasyka Games Workshop (na podstawie 1. i 2. edycji Talismanu) stworzyła Sfera. Właśnie tak - stworzyła. Działalność wydawcy nie ograniczyła się bowiem tylko do przetłumaczenia zawartości pudełek, ale także doprowadziła do powstania unikalnej oprawy graficznej (niektórzy twierdzą, że lepszej niż oryginalna) i nowego, nieobecnego w innych wersjach językowych, dodatku (dodajmy dla porządku: niezbalansowanego i z niekonsekwentnymi regułami, ale zawsze to jakaś wartość dodana). Trzeciej edycji już nikt w Polsce nie wydał, Sfera straciła licencję (wypuściła nielicencjonowany, oparty o Talisman, Magiczny Miecz - ale nie miałem go w ręku więc się nie wypowiadam na ten temat) i wydawało się, że kultowy klasyk umarł śmiercią naturalną.
Fast forward: rok 2007. Black Industries wydaje 4. edycję Talismana. Feniks powstaje z popiołów!
Fast forward: rok 2008. Fantasy Flight Games wydaje poprawioną edycję 4.5 i rozpoczyna wydawanie licznych dodatków. Ten sam rok: Galakta wydaje wersję polską, pod wywołującym nostalgię tytułem Talisman: Magia i Miecz (i też zaczyna wydawanie dodatków, a co). Geeks rejoice!
Fast forward: rok 2014, luty. Nomad Games Limited wydaje Talisman: Digital Edition na Steamie. I - ma się rozumieć - zaczyna wydawanie dodatków. Geeks rejoice, again!
Fast forward: Steam Summer Sale 2014, czerwiec. Troll zostaje obdarowany przez kumpla egzemplarzem Talisman: Digital Edition. I zakupuje pierwszy dodatek. Troll rejoices!
Talisman: Digital Edition jest właśnie tym, co napisano na okładce - cyfrową edycją Talismana, opartą o zasady edycji 4.5. Tym samym współdzieli wszystkie zalety i wady pierwowzoru (i dodaje kilka nowych, związanych ze specyfiką gry komputerowej). W skrócie: 1 do 4 graczy rzucając kostkami prowadzi swoich bohaterów przez trzy krainy do celu, jakim jest zawładnięcie Koroną Władzy i wyeliminowanie konkurencji przez rzucenie na nich Czaru Rozkazu. W międzyczasie walczą z potworami, odwiedzają różnorodne lokacje, podkładają sobie wzajemnie świnie i bywają zamieniani w ropuchę.
Największą wadą pierwowzoru była jego straszliwa wręcz losowość i tę cechę oddano z dobrodziejstwem inwentarza także w edycji cyfrowej. Projektanci zdawali sobie z tego sprawę - 4. edycja wprowadziła punkty Losu (Fate), dzięki którym w ograniczonym zakresie można wpływać na ww. losowość (każdy rzut kostką można - po wydaniu punktu Losu - raz przerzucić, ale wynik drugiego rzutu trzeba już zaakceptować, nawet jeśli jest gorszy). Z tym samym mamy do czynienia w edycji cyfrowej.
Rozgrywka tak jak w pierwowzorze może trwać długo (m.in. właśnie za sprawą ww. losowości), a ew. zapamiętywanie stanu rogrywki celem jego późniejszego odtworzenia jest dość niedopracowane. W każdym razie bije na głowę sposób "sejwowania" z edycji papierowej - nie blokuje się połowy podłogi.
Także mocno ograniczona możliwość interakcji w fazie endgame'u została przeniesiona z pierwowzoru. Stojący na obszarze Korony Władzy gracz po prostu rzuca kostką i albo nic się nie dzieje, albo wszyscy pozostali tracą po punkcie Życia (50-50). Alternatywne zakończenia trochę to zmieniają, ale wymagają posiadania dodatków.
I tak dochodzimy do kolejnej wady wszystkich edycji: bez dodatków gra jest dość uboga. Podstawka trochę zniechęca małą liczbą postaci (14, dla pamiętających polskie wydanie to naprawdę mało) i nieprzesadnie dużą liczbą innych elementów (czarów, kart Przygód itp.) - po trzech, czterech grach widziało się wszystko i kolejne rozgrywki stają się bardziej przewidywalne (i wtórne, ale to cecha prawie wszystkich gier planszowych). Dodatki ratują tę sytuację, ale a) jest ich mało (na chwilę obecną - 2 fabularne i kilka nowych postaci, w przygotowaniu trzeci dodatek fabularny, wprowadzający pierwszą nową planszę); b) swoje kosztują (aczkolwiek należy uczciwie powiedzieć, że cena zestawu podstawka + Season Pass jest minimalnie wyższa od podstawowego wydania papierowego, bez żadnych dodatków); c) są dość niezbalansowane (dotyczy zwłaszcza nowych postaci). Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że zakładający grę online decyduje, z jakich dodatków będzie korzystać i ich zawartość będzie dostępna dla wszystkich grających.
Specyficzną cechą edycji elektronicznej jest oczywiście możliwość gry po sieci (ale także w lokalnym multi, w trybie hot-seat) i z tego zadania gra się wywiązuje bardzo dobrze. Jedyny niedopracowany element to rzucanie czarów poza swoją turą, wymagający "zakolejkowania" czaru w odpowiednim momencie. AI jest głupie i denerwujące (co bynajmniej nie znaczy, że ludzcy gracze zawsze będą mądrzy i niedenerwujący...), ale gdy się nie ma co się lubi... Frajda z możliwości dokopania znajomemu jest taka sama jak w edycjach papierowych sprzed lat. Troll poleca, mimo wszystkich wymienionych problemów (i kilku technicznych niedoróbek). Ocena +50% za nostalgię. A jak będzie duża promocja na Season Pass to troll pewnie kupi pozostałe dodatki.
PS: tytuł posta jest parafrazą jednej z recenzji Talisman: Digital Edition ze Steama:
"Zabiłem wszystkich moich przyjaciół i zostałem zamieniony w ropuchę"
"9/10 niszczyłbym przyjaźnie ponownie"
Troll podpisuje się obojgiem ręcami
Achtung! Na http://www.indieroyale.com/ można kupić Talisman Digital edition (w paczce z 5 innymi) za 3jurki!
OdpowiedzUsuń