piątek, 12 grudnia 2014

Troll ogląda #9 - I'm one card short of a full deck

It finally happened 
I'm slightly mad 
Oh dear

Troll bardzo lubi zespół Queen. Od bardzo dawna. Był to jeden z pierwszych zespołów rockowych, jakie troll poznał. Długi czas bowiem troll słuchał bardzo mało muzyki. A jeśli słuchał, to była to tzw. muzyka klasyczna. 

Troll w ogóle jest dziwny. 

W każdym razie troll poznał na pewnym etapie swojego życia muzykę Queen i bardzo ją polubił. Ponieważ jednak na ucho nadepnęło mu tysiąc słoni (żeby osiągnąć taki efekt jeden słoń z pewnością nie wystarczył), nie będzie się wypowiadał o muzyce (a przynajmniej będzie się starał), a popełni słów kilka o swoich ulubionych teledyskach do utworów Queen. Tyle tytułem wstępu. 

Innuendo (z albumu Innuendo, wyd. 1991)


Mój ukochany utwór Queen w ogóle. O ile kolejność pozostałych teledysków w tym wpisie jest dowolna (tzn. nie odzwierciedla moich preferencji ani jeśli chodzi o same piosenki, ani jeśli chodzi o teledyski do nich), o tyle Innuendo po prostu musiałem wymienić jako pierwsze. Treść utworu, przesłanie zawarte w tekście (You can be anything you want to be/Just turn yourself into anything you think that you could ever be), muzyka (werble, solo gitary klasycznej gościnnie występującego Steve'a Howe'a, riffy gitary elektrycznej) - wszystko komponuje się w jeden z najlepszych utworów grupy. Teledysk - jak widać powyżej - jest kompilacją fragmentów z innych teledysków, zapisów koncertów, kronik filmowych z WW II i innych oraz animacji (w tym: poklatkowej, towarzyszącej solo na gitarze klasycznej). Członkowie grupy narysowani są w stylu różnych artystów/epok (za Wikipedią: John Deacon – Pablo Picasso, Roger Taylor – Jackson Pollock, Brian May – styl wiktoriański, Freddie Mercury – Leonardo da Vinci). 
Ostatecznie wyszło - nieskromnym trolla zdaniem - arcydzieło.

Radio Ga Ga (z albumu The Works, wyd. 1984)


Tym razem teledysk nawiązujący stylistyką i treścią do klasycznego niemego filmu SF Fritza Langa Metropolis (1927). Zestawienie zdehumanizowanych mas z filmu Langa z krytyką papki sączącej się z głośników (obecnego) radia i tęsknotą za jego dawną świetnością. Lubię Metropolis.

I Want to Break Free (z albumu The Works, wyd. 1984)


Wideo, które narobiło niezłego szumu. Parodia brytyjskiej opery mydlanej Coronation Street, z członkami grupy poprzebieranymi za kobiety + scena z udziałem członków Królewskiego Baletu, w której F. Mercury, ucharakteryzowany na Wacława Niżyńskiego (ze sceny z Popołudnia Fauna Debussy'ego), przetacza się po ciałach tancerek. To nie mogło przejść bez echa. No i echo rozbrzmiało - paskudne i obłudne. Teledysk do piosenki o wyrywaniu się z okowów oberwał cenzurą obyczajową w (o złośliwa ironio!) "kraju wolnych" - USA.

The Invisible Man (z albumu The Miracle, wyd. 1989)


Tym razem estetyka gry komputerowej + pulsujący bas J. Deacona (każdy z muzyków ma w utworze swoją solówkę, ale bas towarzyszy całości stale). To była jedna z pierwszych piosenek Queen, jakie usłyszałem i pierwszy teledysk, jaki zobaczyłem. Stąd mój niesłabnący sentyment do niego. 

I'm Going Slightly Mad (z albumu Innuendo, wyd. 1991)


Pełen odjazd w czerni i bieli (z jednym kolorowym akcentem). Stado oswojonych pingwinów, R.Taylor z gotującym się czajnikiem na głowie, B. May jako pingwin, J. Deacon w błazeńskiej czapce, F. Mercury jako drzewko bananowe i (podobno) Elton John w stroju goryla. I tekst wykonawcy o popadaniu w szaleństwo (czemu wszyscy obecni przytakują). Yeah!

Żeby nie było niedomówień - to pod żadnym pozorem nie są wszystkie moje ulubione utwory. Ale teledyski do innych (One Vision, Another One Bites the Dust, Bohemian Rhapsody) nie miały tej szczypty szaleństwa, niezbędnej żeby załapać się do tego wpisu. Ewentualnie (jak teledysk do Breakthru) nie są moimi ukochanymi utworami.

And there you have it.

1 komentarz:

  1. też kocham queen! Ale polecam też Elvisa (np. "Jailhowse rock") ;)

    OdpowiedzUsuń