piątek, 26 sierpnia 2016

Troll gra #20 - Słownik gracza 2015, Part III

...czyli trollowego podsumowania roku 2015 część trzecia i ostatnia.

Disclaimer: obowiązują dokładnie te same zasady, co w pierwszym i drugim wpisie - 1 litera, 1 hasło. Komentarzy nie było, więc niczyich sugestii uwzględniać nie muszę.

Raz jeszcze powracamy do wydarzeń roku 2015. Zaczniemy smutno, od I jak Iwata Satoru (1959-2015). Wieloletni prezes Nintendo (od 2002 r.) zmarł na skutek powikłań po operacji usunięcia guza przewodu żółciowego (swoją drogą - jakaś straszliwa epidemia raka dotyka znanych i/lub wielkich tego świata...). Za jego kadencji Big N złapała bardzo potrzebny oddech, wypuszczając na rynek niesamowicie popularne konsole: Nintendo Dual Screen (i jego liczne mutacje, w rodzaju trójwymiarowego 3DS, powiększonego DSXL i budżetowego 2DS) oraz absolutny hit domowej rozrywki - Nintendo Wii (według danych na koniec marca 2016 r. oficjalnie sprzedano 101.63 milionów szt.). 

Satoru Iwata z hitową konsolką Nintendo 3DS  

Kontynuując temat - J jak Japonia wychodzi z szafy. Szanowni P. T. Czytelnicy raczą wybaczyć żarcik.
Chodzi mi o to, że - jak już wspominałem w poprzednich częściach tego wpisu - developerzy i wydawcy z Kraju Kwitnącej Wiśni dostrzegli w pełni a) rynek zachodni oraz b) rynek gier PC. Trend wydaje się trwały, jeśli wziąć pod uwagę, że praktycznie wszystkie ważne nowe produkcje zapowiadane są jednocześnie w Japonii i na Zachodzie oraz zarówno na konsole, jak i na PC (czasem nawet z pominięciem XONE na rzecz PC, co do tej pory zdarzało się wyłącznie Microsoftowi - przy czym ma się rozumieć pomijana była wersja na PlayStation). Trollowi trend się jak najbardziej podoba - dzięki niemu będzie mieć szansę zagrania (jeśli oczywiście port PC okaże się solidny, a cena akceptowalna) w Berserk Warriors (dev. Omega Force, wyd. Koei Tecmo, planowana data wydania Q4 2016).

Niewątpliwie decyzje japońskich (i wszystkich innych) wydawców mają swoje uzasadnienie w N jak Niepohamowany apetyt wydawców gier na kasę. Faktem jest, że standardowa cena 1 kopii gry video zatrzymała się jakiś czas temu na poziomie 60$ (osobliwość, jaką jest polski rynek, pominę - zresztą i tu coraz częściej nowe gry mają cenę zbliżoną do owych 60$) i konsumenci wciąż jeszcze opierają się przed jej podniesieniem (ale np. zapowiadany na ten rok Battlefield 1 będzie już kosztował 79$). Wydawcy, którzy rozdęli budżety nowych produkcji do niewyobrażalnych wcześniej rozmiarów (patrz A jak AAA) muszą zatem imać się innych form wyciągania pieniędzy z klientów. Wygląda na to, że tzw. season passy zagościły tu już na dobre i nie zamierzają odchodzić w niebyt. Gdyby tylko - zgodnie ze swą nazwą i pierwotnym zastosowaniem - faktycznie obejmowały wszystkie zaplanowane dodatki, nie byłoby tak źle. Ale wydawcy najwidoczniej uznali, że klienci wciąż jeszcze mają pieniądze, z których można ich wydoić - więc do jednego tytułu wypuszcza się po kilka season passów, albo wypuszcza dodatki nie wchodzące w skład przepustek. Albo wręcz dodaje mikropłatności - które niegdyś spotykało się wyłącznie w grach typu free 2 play - do pełnopłatnych tytułów. Niekiedy nowe gry od początku projektuje się wyłącznie jako szkielet/platformę do sprzedaży dodatkowej zawartości w postaci season passów, DLC i mikrotransakcji (casus Evolve - które niedawno przeszło na model f2p, czy Star Wars: Battlefront - które jeszcze nie przeszło, ale kto wie). Tfu, ohyda. 

  Smutna prawda o naszych czasach...

À propos smutnej prawdy o naszych czasach - S jak Syndicate, czyli Assassin Creed ed. 2015. Skończ, Ubisoft, wstydu oszczędź! Fakt, było lepiej niż w przypadku Unity (co nie było trudne...), ale to wciąż nie oznacza, że było dobrze (średnia Metacritic - wersja PC: 72 - recenzenci i 5.9 - gracze). Po tym "wyczynie" Ubi zapowiedziało, że w 2016 nowego Assassyna nie będzie. No i gry nie ma. Będzie film.

U jak Undertale. Kolejna gra z ubiegłego roku, w którą troll nie grał i jeszcze jeden dowód na to, że rynek gier niezależnych i indie gamedev w ogóle mają się dobrze. Oddam w tym miejscu głos niezrównanemu Benowi "Yahtzee" Croshawowi, którego recenzja Undertale ujęła mnie za serce: 

Pierwsze 30s...

I na koniec Z jak Zombie w grach, czyli kolejny trend, który powinien umrzeć, ale niestety jakoś nie chce. No ileż można!

Podsumowując: nie było tak źle, jak w roku poprzednim, ale bynajmniej nie ma powodów do popadania w samozachwyt. Branżo, ogarnij się!

Ha! Udało się dokończyć przed końcem roku 2016.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz