Troll widział The Hobbit - Desolation of Smaug. Nie wiem, co w tytule robi Hobbit, bo to nie była ekranizacja tej książki. To była PiDżejowska wariacja na temat Hobbita. Bleh.
Cyklofrenicznego, gówniarskiego Thorina nie mogę strawić. Schizofrenicznego Thranduila też. Spieprzenia sceny Bilbo-Smaug tym bardziej. Paskudnie zrobionego Beorna takoż (druga po obsranym Radagascie spieprzona kreacja bohatera). Bard z Łucznika został Przemytnikiem. Wątek romantyczny elfio-krasnoludzki przyprawia mnie o mdłości. Mogę tak długo, tylko po co?
Nie to, że nie było w tym filmie niczego fajnego. Fajne były pająki (ale gdzie piosenka, dammit?). Fajny był Smaug jako taki. Fajny był temat muzyczny Miasta na Jeziorze. Fajny był pojedynek woli Gandalfa z Sauronem-incepcją. Genialna była Mroczna Puszcza. Ale w natłoku pomysłów reżysera/scenarzysty te drobiazgi są niczym diamenty w łajnie.
Nie polecam. Po seansie długo odbijało mi się szczerbicowo-brodzkim Wiedźminem.
The Hobbit: Desolation of Smaug, USA 2013, reż. Peter Jackson.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz