sobota, 23 września 2017

Troll ogląda #25 - Dwadzieścia (siedem) lat później

Ostrzeżenie nr 1: niniejszy wpis zawiera spoilery do bardzo starej książki, nieco młodszego filmu na jej podstawie oraz jej najnowszej ekranizacji. 
Ostrzeżenie nr 2: to nie jest recenzja (ani książki, ani filmów). Troll nie umie pisać recenzji.

Dalej czytacie na własną odpowiedzialność. 

Na wstępie troll pragnie wyjawić straszliwą tajemnicę: nie przepadam za książkami Stephena Kinga. Próbowałem się do nich przekonać wielokrotnie, niektóre nawet przeczytałem w całości. I prawie zawsze coś mi w nich nie pasowało. Prawie - ponieważ od powyższej reguły są dwa wyjątki. Pierwszy to opowiadanie Dzieci kukurydzy (Children of the Corn, 1977), które pierwszy raz przeczytałem w śp. Feniksie. Historia miasteczka Gatlin, z którego zniknęli wszyscy dorośli i dziwacznego kultu, w którym centralną rolę odgrywają bezkresne pola kukurydzy, zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Tego klimatu poszukiwałem w kolejnych czytanych książkach Kinga i za diabła nie mogłem się go w nich doszukać. Aż do momentu, kiedy przeczytałem To (It, 1986).

Okładka pierwszego wydania  

Nieznającym tej historii Szanownym P.T. Czytelnikom troll pragnie w tym miejscu wyjaśnić, że To jest opowieścią o zmaganiach grupy przyjaciół z lat dziecinnych z kosmicznym złem (tytułowym Tym), które grasuje w mieście Derry, w stanie Maine - głównie pod postacią Pennywise'a Tańczącego Klauna (Pennywise the Dancing Clown alias Bob Gray), porywając i mordując dzieci (choć nie wyłącznie). Akcja powieści toczy się równolegle w roku 1985 - w "teraźniejszości" bohaterów - i w roku 1958, podczas pierwszego starcia "Klubu Frajerów" (The Loosers' Club) z Tym (w reminiscencjach, wplatanych zazwyczaj nagle w treść narracji). 

W 1990 r. pierwszy raz przeniesiono powieść na ekran - ten mały (jako Stephen King's It). Dwuczęściowy film telewizyjny próbował zmieścić fabułę 1100+ stron (w zależności od wydania i tłumaczenia) książki w nieco ponad 3 godzinach (a mi udało się to w dwóch zdaniach - go me!). Z oczywistych względów - metrażu i ograniczeń wobec tego, co faktycznie można było pokazać na ekranie telewizora w ogólnodostępnej stacji w latach 90. ubiegłego wieku - wycięto naprawdę dużo z oryginału. Za to dołożono interpretację postaci Pennywise'a przez niezrównanego Tima Curry. Troll lubi tę ekranizację, mimo wszystkich jej niedociągnięć.  

O drugiej - tym razem kinowej - adaptacji It mówiło się od 2009 r., od ogłoszenia planów takowej przez Warner Bros. Przez lata dostaliśmy wiele informacji nt. problemów przy produkcji. Zmieniali się scenarzyści, zmieniali się reżyserzy. Wreszcie w 2016 r. Andreas "Andy" Muschietti rozpoczął kręcenie. A potem - 28 marca 2017 r. - ukazał się pierwszy trailer. I w sieci zawrzało.

You'll float too!

Premiera odbyła się 8 września 2017 r., niemal 27 lat po premierze telewizyjnej wersji. Wypada w tym miejscu wspomnieć, że liczba 27 ma duże znaczenie dla fabuły: co 27 lat cykl się powtarza, To budzi się z letargu i zaczyna polować na dzieci. Ale w tegorocznej ekranizacji czyni to inaczej, niż w książce czy wcześniejszym miniserialu. 

Pomówmy chwilę o największych różnicach pomiędzy materiałem źródłowym (dalej jako po prostu It), ekranizacją telewizyjną (It'1990)) i filmem (It'2017). Pierwsze rzuca się w oczy przeniesienie czasu akcji - młodość naszych bohaterów przypada na lata 80. ubiegłego wieku. W dobie nostalgii za latami osiemdziesiątymi, z jaką od jakiegoś czasu mamy do czynienia w popkulturze (Stranger Things mówi wam coś? A wiecie, że jego twórcy - bracia Duffer - starali się o stołek reżysera It'2017?), jest to zabieg zrozumiały - tym bardziej że nie ma praktycznie wpływu na samą fabułę. Tak samo niewielkie postarzenie bohaterów - z 11 do 13 lat (średnio) - nie wywołuje żadnych konsekwencji (a z całą pewnością ułatwiło dobranie sensownych aktorów do ról). Zdecydowanie odmienna jest za to konstrukcja fabuły - tym razem cały film poświęcono wyłącznie na wydarzenia z dzieciństwa, bez żadnych odniesień do zdarzeń późniejszych. Z planszy tuż przed napisami wiadomo jednak, że to tylko "Rozdział pierwszy" historii - a biorąc pod uwagę świetne wyniki finansowe filmu o nakręcenie "Rozdziału drugiego" powinniśmy być spokojni.

Największą - wręcz fundamentalną - zmianą w It'2017 jest zaś los George'a Denborough i innych dzieci porwanych przez To. W książce i It'1990 od początku jest pewne, że Georgie został przez kogoś brutalnie zamordowany - jego ciało (i ciała niektórych innych ofiar Tego) zostaje znalezione, zidentyfikowane i pogrzebane. Motywacja jego brata, Billa, jest tam jasna i wyraźna - chce odpłacić zabójcy brata. W It'2017 ciało George'a znika w kanałach i tylko widz wie, że chłopiec faktycznie nie żyje. Tymczasem Bill (grany przez Jaedena Lieberhera) ma tu obsesję przede wszystkim na punkcie odnalezienia brata. W trakcie filmu, na skutek spotkań z Tym, decyduje się odnaleźć i zniszczyć potwora. Dopiero w finale, już po odnalezieniu leża Tego i ostatecznej (jak się wydaje bohaterom) konfrontacji z Pennywisem, Bill faktycznie odnajduje potwierdzenie losu brata. 

Remember me, kids?!

Przerażające przeżycia innych dzieciaków i będąca ich skutkiem motywacja także - choć nie we wszystkich przypadkach - różnią się od pierwowzoru książkowego. Ben Hanscom (Jeremy Ray Taylor) nie spotyka mumii (choć jest w It'2017 scena nawiązująca do tego wydarzenia), a To pierwszy raz ukazuje mu się w - dotychczas bezpiecznym azylu - bibliotece. Richie Tozier (gwiazda Stranger Things Finn Wolfhard) tu boi się klaunów, a jego pierwsze zetknięcie się z Tym ma miejsce stosunkowo późno i w towarzystwie innych Frajerów, w przeciwieństwie do samotnej książkowej konfrontacji z plastikowym posągiem Paula Bunyana (a później z wilkołakiem z I was a Teenage Werewolf). Stanleya Urisa (Wyatt Oleff) To napastuje w postaci kobiety z surrealistycznego obrazu (wyraz rzeczywistych fobii Andreasa Muschiettiego), a nie jako topielcy (jak w It). Największa - po losach George'a i Billa Denborough - zmiana dotyczy Mike'a Hanlona (Chosen Jacobs), który w It'2017 stracił rodziców w pożarze i prześladowany jest przez jego wspomnienia (do tego stopnia kojarzące się trollowi z pożarem Black Spot z roku 1930, o którym mowa w It, że póki Mike nie wyjawił swojej historii reszcie - byłem przekonany, że własnie tego wydarzenia dotyczyły jego wizje). Jedynie Eddie Kaspbrak (Jack Dylan Grazer) i Beverly Marsh (Sophia Lillis) przeżywają swoje spotkania z Tym jak w pierwowzorze - To ukazuje im się, odpowiednio, jako trędowaty z domu na Neibolt Street (Eddie - ta scena z kolei nie pojawiła się w It'1990) i fontanna krwi z umywalki w łazience (Bev).

Skoro jesteśmy przy dzieciakach to muszę przyznać, że Muschietti odwalił kawał świetnej roboty dobierając aktorów do ról i bardzo dobrze ich poprowadził. Z jednym wyjątkiem. Jaeden Lieberher jako Bill Denborough - jak na centralną postać wszystkich wersji - jest straszliwie nijaki. Bez charyzmy, którą książkowy pierwowzór wręcz ociekał. Mam jednak wrażenie, że to opisana wyżej zmiana w jego postaci aż tak negatywnie odbiła się na moim odbiorze tej roli. Finn Wolfhard jako Niewyparzona Gęba Tozier okazał się genialny - ale gdzie u licha jego połamane bryle? Naprawdę niskim kosztem można było puścić oko do czytelników (jak to się stało z parafiną Gulf Wax, kozłami z napisem Derry Public Works, napisem I ❤ Derry na baloniku, żółwiem w pokoju George'a czy wspomnianym już posągiem Paula Bunyana). Grająca Beverly Sophia Lillis przez jednego z Frajerów została porównana do idolki "pokolenia X" Molly Ringwald i troll zdecydowanie się z tym porównaniem zgadza. Ale czemu, ach, czemu!? nie poszli za ciosem i nie puścili Don't You (Forget About Me) w scenie sprzątania w łazience Beverly!? Jeremy Taylor wydaje się młodszy od reszty aktorów, ale jest odpowiednio tłusty do roli Bena (jego odpowiednik w It'1990 był zaledwie zaokrąglony). Pozostali są co najmniej poprawni. 

Simple Minds w hymnie pokolenia X

Wypada też wspomnieć aktorów grających antagonistów - prześladujących Frajerów szkolnych łobuzów. Zwłaszcza Nicholasa Hamiltona (ewidentnie casting szukał kogoś wyglądającego jak młody Kevin Bacon), który jako Henry Bowers jest odpowiednio psychopatyczny - choć los jego postaci nie odpowiada historii znanej z It i It'1990 (aczkolwiek w opinii trolla nie wyklucza jego powrotu w kontynuacji). Pojawia się też - nieobecny w It'1990 - Patrick Hockstetter (Owen Teague) - ale wyłacznie po to, żeby zginąć. Nie wspomina się ani o jego bracie, ani o jego lodówce, ani o awansach wobec Bowersa. Motywy seksualne w ogóle są obecne chyba tylko w żartach Toziera i nieśmiałym popatrywaniu na opalającą się (w bieliźnie) Beverly. Z przyczyn oczywistych nie zaadaptowano niesławnej - i wywołującej generalny niesmak - sceny z kanałów. Molestowanie Beverly przez ojca też jest raczej sugerowane, niż pokazane wprost.  

Postacie dorosłych w ogóle są - mówiąc oględnie - creepy. Wybija się oczywiście Stephen Bogaert jako Alvin Marsh ("Sometimes I worry about you, Bevvie. Sometimes I worry a lot..."), którego los jest dużo bardziej ponury niż w książce. Ale niewiele ustępują mu sprzedawca z drugstore'u pan Keene (to spojrzenie na Beverly...), mamusia Eddiego (zwłaszcza po jego wypadku), tatuś Henry'ego Bowersa (nawet jeśli ratuje życie kotu, to sposób w jaki to czyni...) czy para staruszków w samochodzie, ignorująca napaść gangu Bowersa na Bena. W sumie apatia dorosłych to jedyny element, który It'2017 zaczerpnęło z pierwowzoru jeśli idzie o budowanie atmosfery.

Generalnie to jest mój największy zarzut wobec tej ekranizacji - którą nota bene oceniam całkiem dobrze. Koncentrując się na konfrontacji Frajerów z Tym gdzieś zgubiono najbardziej ulubiony przeze mnie motyw z książki: opresyjną, pełną rasizmu, przemocy domowej i homofobii atmosferę Derry, miasta-żerowiska zła. Derry w powieści niewiele ustępuje potwornością samemu Temu, jest zatrute przez wielowiekową obecność Tego. Derry w It'2017 to tylko tło. Rozumiem przyczyny tego zabiegu, widzę nieśmiałe próby przemycenia klimatu książkowego Derry do filmu - ale to wciąż za mało, żebym był w pełni usatysfakcjonowany.

Drugi zarzut to również konsekwencja podejścia scenarzystów do całej historii i ogólnie sposobu kręcenia filmów w dzisiejszych czasach - zbyt wiele oczywistości i za dużo jumpscare'ów. Potwór, którego doskonale widać w całej okazałości nie straszy tak bardzo, jak potwór przemykający gdzieś w cieniu, na granicy widzialności. Rozumiem ograniczenia medium - w końcu film polega przede wszystkim na obrazie, na idei "show, don't tell" - ale można to było zrobić lepiej. Ciągłe bombardowanie obrazami wywołującymi coraz częściej niesmak, a nie faktyczne przerażenie - zwłaszcza w ukochanej chyba przez Muschiettiego formie jumpscare - w końcu widza znieczuli i w konsekwencji znudzi. Ja wyszedłem z seansu znieczulony. Do etapu znudzenia (podkreślam - formą, nie treścią) brakowało już niewiele.

Na koniec pora wreszcie wspomnieć o "słoniu w pokoju": Bill Skarsgard jako Pennywise the Dancing Clown. Oh, yeah! Dobra robota! Inny niż Tim Curry, ale gdzieś tam było echo tego starego Pennywise'a (także w sferze wizualnej, w jednej ze scen pojawia się postać nieco podobna do potwora z It'1990). Komiczny i przerażający, groteskowy i morderczy. Brawo!

 "They float!"


Troll czeka na "It: Chapter Two"!

It (USA, 2017)
reż. Andreas Muschietti, scen. Chase Palmer, Cary Fukunaga & Gary Dauberman
135 min.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz