Przyjaciołom
Do kina wyruszałem - nawiasem mówiąc: we wspaniałym towarzystwie - pełen obaw. Nawet absolutny samograj, jakim była książka Andy'ego Weira, mógł przegrać starcie z tfurcą twórcą Prometeusza i Robin Hooda. Tymczasem spotkało nas miłe rozczarowanie.
Plakat promujący film
Fabuła - jak już pisałem przy okazji relacjonowania trollowych wrażeń z książki - nie jest szczególnie skomplikowana. Oto astronauta/botanik Mark Watney (bardzo dobrze dopasowany do roli Matt Damon) zostaje przypadkiem pozostawiony sam jeden na Marsie. Zamiast załamać się pod ciężarem okoliczności (brak żywności, brak kontaktu z Ziemią, najbliższa misja na Marsa przybędzie za 4 lata), z niesamowitą energią, pomysłowością i czarnym humorem wydaje Czerwonej Planecie wojnę o przetrwanie. Tymczasem NASA (m.in. Jeff Daniels jako dyrektor Ted Sanders & Sean Bean jako kierownik misji Mitch Henderson) czyni gorączkowe wysiłki, żeby go ściągnąć do domu (albo przynajmniej zaprowiantować do czasu przybycia kolejnej misji). Hilarity ensues.
Bee Gees mogliby ilustrować wysiłki Watneya
Fabularne odstępstwa od pierwowzoru - niezbyt liczne - nie powodują zmiany wydźwięku całości i są uzasadnione zmianą medium. Stąd np. rozbudowany prolog (ekspozycja) i epilog. W książce tempo wydarzeń od pewnego momentu nie zwalniało ani na moment, nie pozwalając ani na chwilę oddechu (znajomi, którym troll Marsjanina sprzedał, zgłaszali fizyczną niemal zadyszkę pod koniec książki). Za zaserwowanie tego samego widzom Scott zapewne zebrałby mało przychylne opinie (za dużo punktów kulminacyjnych szkodzi odbiorowi filmu). Godzien pochwały jest także sposób translacji pierwszej połowy książki - w oryginale: dziennika tworzonego w pierwszej osobie - na język filmu (narracja z offu i nagrywanie dziennika przez Watneya, ujęcia z wielu kamer - wbudowanych w sprzęt jakim posługuje się Watney itp.).
Marsjanin książkowy był science fiction z naciskiem na science. I twórcom filmu udało się to oddać. Są i obliczenia, i wyjaśnienia zasad działania, i manewr transferowy Hohmanna, i opóźnienie transmisji, i asysta grawitacyjna itp. W dodatku podane strawnie i nienachalnie. Duże brawa.
Humor - tak wszechobecny w pierwowzorze - jest zachowany (choć miejscami stonowany i ustępujący pola dramatyzmowi sytuacji). Przepiękny jest zbiorowy portret pracowników NASA i JPL (Jet Propulsion Laboratory, Laboratorium Napędu Rakietowego NASA w Pasadenie w Kalifornii) jako bandy nerdów (arcyśmieszne sceny ze spotkania ws. Project "Elrond" i demonstracji odchudzania MAV). Jeszcze zabawniej wygląda to w zestawieniu z zachowaniem zespołu CNSA (China National Space Administration, Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna). Dodajmy do tego kreatywne wykorzystanie soundtracku - scena z piosenką Hot Stuff Donny Summer rządzi! - i Marsjanin staje się jednym z najzabawniejszych filmów SF ever.
Obejrzyjcie film - zrozumiecie dlaczego troll pękał ze śmiechu
O pięknych plenerach Marsa i świetnych zdjęciach Dariusza Wolskiego wspomnę już tylko mimochodem. BTW: film oglądałem w 2D i tę wersję polecam.
Podsumowując - warto obejrzeć w kinie. Troll poleca.
The Martian (USA, 2015 - premiera polska: 02.10.2015) reż. Ridley Scott, scen. Drew Goddard (na podstawie powieści Andy'ego Weira), 141 min.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz